Organizacyjna kompromitacja Zawiszy okiem redakcji GieKSa.pl

02.06.2016
Mecz z Zawiszą Bydgoszcz co prawda odbył się w niedzielę, a dzisiaj mamy czwartek – tak jak jednak obiecaliśmy, przytoczymy nasze redakcyjne perypetie na tym ładnym stadionie. Perypetie niespotykane nigdzie indziej. Przy okazji przytoczymy Wam trochę kulisów pracy redakcji, jeśli chodzi o organizację.

Ten tekst trochę może zakrawać na kopanie leżącego, ale tak po prawdzie patrząc na nasze „przygody” w niedzielę trudno się dziwić, że klub stanął na skraju przepaści. I tylko kibiców Zawiszy żal, że ich klub praktycznie został zniszczony i znów będą go musieli odbudowywać ze zgliszczy. Swoje akcje sprzedał Radosław Osuch, a klub nie dostał licencji na grę w przyszłym sezonie w pierwszej lidze.

Szybko napiszemy Wam, jak wygląda nasza organizacja na mecz wyjazdowy. Autor niniejszego tekstu na kilka dni przed meczem wchodzi na oficjalną stronę rywala, aby poznać sposób przyznawania akredytacji. W poprzednich rundach był to proces nie tyle skomplikowany, co żmudny i… wkurzający. Najczęściej trzeba było wydrukować wniosek akredytacyjny w formacie .doc lub .pdf, wypełnić go ręcznie długopisem – gdyż często wymagany był podpis redaktora naczelnego – zeskanować, a w przypadku braku skanera zrobić fotkę – i wysłać na maila biura prasowego rywali. Gdy podpis nie był wymagany, można było po prostu w Wordzie wypełnić ten wniosek i odesłać.

Od obecnej wiosny wiele klubów przystąpiło do portalu akredytacyjnego Accredito. Nieprawdopodobne ułatwienie – gdyż polega to na tym, że posiada się swoje indywidualne konto w portalu, jest się przypisanym do danej redakcji – czyli w naszym przypadku GieKSa.pl i można sobie buszować po wydarzeniach sportowych. Na przykład wchodzi się na profil Biura Prasowego Miedzi Legnica, gdzie jest utworzone wydarzenie „Mecz Miedź Legnica – GKS Katowice”. Klika się na opcję „akredytuj się”, automatycznie wypełnione są pola z imieniem i nazwiskiem oraz nr pesel podanym przy rejestracji. Nam pozostaje tylko wybrać rodzaj akredytacji – prasa, foto lub inne. I kliknąć akredytuj. Całość trwa kilkanaście sekund i jest to po prostu… super. Jeśli chodzi o mecz z Zawiszą, to klub z Bydgoszczy w akredytacjach jednorazowych wymagał zdjęcia i to już była upierdliwość na samym wstępie. Ale no nic – każdy z nas (5 osób) wysłał ten wniosek i spokojnie jechaliśmy do Bydgoszczy.

Jak pisaliśmy w „pre-post scriptum” mieliśmy spory zapas czasowy. Po posiłku w Bydgoszczy pojawiliśmy się na stadionie Zawiszy niecałą godzinę przed meczem. I od razu pierwsze kuriozum – w kontekście tego, co przeczytacie dalej – na klubowy parking wjechaliśmy bowiem machnąwszy jakąś kartką. Grzecznie otworzyli nam bramę i zaparkowaliśmy. Byliśmy na stadionie na „krzywy ryj”, co tak naprawdę zdarza się nam bardzo często – to znaczy akredytacje mamy załatwione, ale bardzo często nie musimy udowadniać swojej tożsamości, tylko plakietki są nam wydawane „na gębę”.

Na portalu Accredito jeszcze w nocy przed meczem każdy z naszych wniosków nie był jeszcze rozpatrzony. Zastanawialiśmy się, że może wszyscy mają to w Bydgoszczy gdzieś i rozpatrzą w niedzielę rano. Będąc już na obiekcie – bez plakietek – żartowaliśmy, że może już olejemy te akredytacje i pójdziemy się instalować. I może dla świętego spokoju tak trzeba było zrobić. Na bramie bowiem okazało się, że do dyspozycji jest akredytacja tylko dla jednego z nas. Poszliśmy więc do biura klubu i tam się zaczęło.

Pani rzecznik Daria Kosmala dała popis. Nie wiadomo czego, czy była to buta, czy syndrom napięcia przedmiesiączkowego. W każdym razie najpierw wyprosiła nas z biura na zewnątrz w dość ostentacyjny sposób. Na nasze tłumaczenie, że jesteśmy z GieKSa.pl, wysyłaliśmy wnioski na mecz, a nie ma ich na bramie, mocno się zdziwiła. Powiedziała, że tak, wystawiła jedną akredytację. Co z resztą? Pani Daria trochę z pyskiem (przepraszam za określanie, ale tak właśnie było) powiedziała, że owszem dobrze wie o naszych wysłanych wnioskach, ale skoro przyznała tylko jedną akredytację, to tak jest i tyle.

Problem w tym, że na naszych profilach nie pojawiła się odmowa, tylko ciągle status wniosku był nierozpatrzony i mogliśmy edytować dane. Po naszym stwierdzeniu, że mogłaby po prostu zaznaczyć odmowę, ona zaczęła coś pieprzyć, że można było zadzwonić, że są telefony. OK, ale w takim razie po cholerę Accredito?

Za chwilę było jeszcze ciekawiej. Okazało się, że nie zapoznaliśmy się z regulaminem przyznawania akredytacji, gdzie ponoć był punkt, w którym przyznaje się 1 akredytację dla danej redakcji. Regulaminy prawie wszystkich klubów w Polsce mają taki zapis. Zazwyczaj jest to jedna akredytacja prasowa i jedna FOTO. Od Świnoujścia po Łęczną, od Legnicy po Suwałki. W praktyce prawie nigdy nie mieliśmy problemów, aby mimo takiego zapisu – stworzonego zapewne na zapas na wypadek meczu powiedzmy Pogoni Siedlce z Realem Madryt i konieczności ograniczenia prasówek – otrzymać nawet i po 5 akredytacji. Jakieś problemy z taką ilością robili nam gdzieś tam w Rybniku czy Bełchatowie, ale zawsze udawało się dojść do porozumienia. Wszystkie Stróże, Niepołomice, Brzeska, Nieciecze i inne wiochy okazywały się być mentalnymi metropoliami przy niby dużym klubie – Zawiszy. Pani Daria jeszcze coś pieprznęła o ograniczonej ilości miejsc na sektorze prasowym. Jak bardzo ograniczone było to miejsce pokazujemy na zdjęciu w tym artykule – zdjęcie zrobione w trakcie meczu…

Ale co dalej? Nagle dowiedzieliśmy się, że mecz odbędzie się bez udziału publiczności ze względu na awarię systemu. Na 90minut.pl informacja o tym fakcie ukazała się pół godziny przed meczem. My też mniej więcej w tym czasie dowiedzieliśmy się, że spotkanie będzie odbywać się przy „jeszcze bardziej pustych trybunach”. Podobno nawalił im system monitoringu. W związku z wyładowaniami atmosferycznymi. Oczywiście w oświadczeniu klub nie omieszkał zaznaczyć, że „przyczyny były niezależne od nas”. Generalnie zakończyło się totalną klapą i kompromitacją, a rykoszetem dostaliśmy my, bo już zupełnie jaja się porobiły z tymi akredytacjami. Aż się boję myśleć, co by się działo na Bukowej, gdyby pół godziny przed meczem powiedzieć kibicom, że klub nawalił i na stadion wejść nie można. To się w głowie nawet nie mieści…

Chodzą słuchy, że po rezygnacji Osucha na meczu mogliby się w końcu pojawić i kibice i po prostu klub lekko popuścił w majtasy, nie będąc na to przygotowanym. Dlatego wymyślili bajkę o awarii systemu. Ale to tylko hipoteza.

Pani Daria po początkowym wyleceniu z pyskiem w końcu zmieniła front i stała się miła i powiedziała, że ręcznie nam te akredytacje wypiszę. Z dwoma tylko zastrzeżeniami. Nie dostaniemy FOTO. I nie będziemy mogli udać się na konferencję prasową po meczu – na drugim końcu stadionu (inny element paranoi). Czekaliśmy więc kilkanaście minut i w końcu je wzięliśmy. Na koniec dodała nam uprzejmie, że będziemy mogli korzystać ze zdjęć, które zostaną zamieszczone na stronie Zawiszy… Nam dała zakaz na fotki, a potem sama lajtowo sobie robiła zdjęcia spod budki sędziowskiej…

Nie niepokojeni przez nikogo udaliśmy się do kabiny nad trybuną, a nie na prasówkę. Stamtąd mieliśmy dużo lepszy widok. Pamiętając jednak nasze wizyty na tym stadionie w poprzednich sezonach trzeba przyznać, że od tamtego czasu te kabiny stały się po prostu zapuszczone. Trochę higieny by się jednak przydało…

Zastanawialiśmy się, jak rozegrać z konferencją. Jedna uprzednio przyznana akredytacja uprawniała bowiem do przejścia przez płytę boiska i udział w spotkaniu mediów z trenerami. Rozważaliśmy, kto ma pójść. W końcu pod koniec meczu padła decyzja, że smolimy to i idziemy wszyscy. Poszliśmy do bramki na płytę boiska i chcieliśmy na pewniaka przejść przy panu ochroniarzu mówiąc, że jesteśmy media z Katowic i idziemy na konferencję. Nic nie musieliśmy mówić. Pan bardzo sympatycznie otworzył przed nami bramkę i nie robił żadnego problemu.

Problem był z samą konferencją, która rozpoczęła się rekordowo szybko. Zawsze jest to co najmniej 15 minut, a czasem 20 czy 25. Tutaj niestety gdy pojawiliśmy się na sali konferencyjnej jakieś 10 minut po meczu, była ona już w toku. Udało nam się jednak coś niecoś nagrać. Inna sprawa, że przechodzenie na drugi koniec stadionu, aby brać udział w konferencji jest lekko uciążliwe i mało spotykane na stadionach.

Po meczu hasaliśmy sobie po boisku i nikt już na nie niepokoił. Wszyscy chyba poszli do domu. W Accredito nie ma już opcji „edytuj” bo wydarzenie jest uznane za zakończone. Nasze wnioski nadal jednak mają status „nierozpatrzone”. Okazuje się, że cały totalny burdel organizacyjny w Zawiszy przeniósł się na kwestie prasowe i podejście do naszej redakcji w niedzielę. Przeniosło się to także na boisko. I tak naprawdę możemy serdecznie podziękować naszym piłkarzom, że dali w dupę temu klubowi.

Klubowi w tym kształcie – organizacyjnym. Miejmy nadzieję, że po samowycięciu nowotwora nazwiskiem Osuch do Zawiszy wróci normalność. Dobrze by było jeszcze, żeby Daria się ogarnęła i traktowała gości nie jako zło konieczne.

Kibicom natomiast życzymy profesjonalizmu klubu i powrotu na trybuny. Zawisza jako marka jest potrzebny polskiej piłce.

GIEKSA