Dyrektor sportowy Zawiszy niespecjalnie zainteresowany robotą
12.08.2015
Chyba wszyscy zdążyliśmy się już zorientować, że dyrektorem sportowym klubu w Polsce może być każdy – były piłkarz, czy też ktoś, kto w piłkę nigdy nie grał, mądry, głupi, kontaktowy albo niemowa. Pełna galeria oryginałów. Ale Zawisza Bydgoszcz ma kogoś jedynego w swoim rodzaju. Ma Łukasza Skrzyńskiego.
Jak pewnie (nie) wiecie, bydgoski klub przegrał w tej kolejce 2:3 z Kluczborkiem, co jest mniej więcej takim wyczynem, jak wyjść teraz na dwór i się przeziębić. W meczu nie wziął udziału Alvarinho, ponieważ – jak wytłumaczył trener Mariusz Rumak – odmówił wyjścia na trening i od tego momentu w praktyce przestał być członkiem zespołu. – Poinformowałem już Alvarinho, że nie widzę go w zespole. Jeśli odmawia wyjścia na trening, nie może być z nami. Nie ma zaufania piłkarzy, nie ma mojego zaufania. Jak będzie dalej funkcjonował, to już zależy od klubu – stwierdził Rumak. Nie powiedział tego kumplowi w zaufaniu, nie wyszeptał nikomu na ucho, tylko grzmotnął na konferencji prasowej.
No to poszli dziennikarze bydgoskiego oddziału „Gazety Wyborczej” i pytają Skrzyńskiego: o co chodzi?
A on na to: – Alvarinho tylko bolą plecy!
Gdy dziennikarze tłumaczą, że wersja Rumaka jest inna, dyrektor sportowy na to, że o słowach trenera na konferencji prasowej… nie słyszał. No i musi się go w takim razie spytać, o co chodzi.
Zawisza ma więc dyrektora, który:
1. Nie wie, dlaczego jeden z najlepszych piłkarzy nie gra
2. Nie wie, że jeden z najlepszych piłkarzy odmawia treningów
3. Nie wie, co trener ważnego mówi podczas konferencji prasowej
Wygląda na to, że wcale nie jest figurantem, co?
Źródło: Weszlo.com