Nadmorska rehabilitacja Vasco. Klub milczy
21.08.2014
Uraz czy wymówka? Kiedy jego koledzy na odległej Lubelszczyźnie zbierali tęgie lanie od beniaminka, według informacji „Piłkarza” kontuzjowany Bernardo Vasconcelos przechadzał się po jednej z trójmiejskich galerii.
W ostatnią sobotę Zawisza boleśnie przekonał swych kibiców, że w obecnej formie wielonarodowa piłkarska wizja drużyny, wdrożona przez Radosława Osucha i Jorge’a Paixão, zaprowadzi klub nie do czołowej ósemki T-ME, a do I ligi. Cztery z rzędu przegrane w lidze, dwie pucharowe porażki, a dla przeciwwagi – wygrana nad Koroną, z którą nie dało się przegrać (nie stworzyła żadnej „setki”, jedna podarowana bramka), i na osłodę Superpuchar Polski, zdobyty po pokonaniu Legii Warszawa, która wolała delegować silniejszy skład na sparing z Izraelczykami, niż z szacunkiem podejść do rywalizacji o to trofeum.
Z trybun coraz donośniej dochodzą wyrazy niezadowolenia wobec słabej gry, a przede wszystkim wobec braku zaangażowania niektórych zawodników na boisku. Okazuje się nawet, że jeden z nich przedłożył chęć wypadu do Trójmiasta nad obowiązki piłkarza, rezygnując z odpoczynku po doznanym urazie, z powodu którego – przynajmniej naszym zdaniem – powinien zostać w Bydgoszczy.
Piłkarz też człowiek, ale gdzie leży miara profesjonalizmu u zawodowca, oto jest pytanie. Piszemy te słowa w oparciu o naoczne obserwacje informatora „Piłkarza”. W sobotnie, późne popołudnie napastnik Zawiszy, Bernardo Vasconcelos – ten sam, który w trakcie minionego tygodnia nabawił się urazu kostki – przechadzał się dosyć swobodnie po trójmiejskiej „Galerii Bałtyckiej”.
W klubie – co nas nie zdziwiło – nabrali wody w usta. Zabrakło nawet zdementowania naszych doniesień. O komentarz do zdarzenia poprosiliśmy dyrektora sportowego spółki, Łukasza Skrzyńskiego. Mimo zapewnień otrzymanych z klubu we wtorkowy wieczór, nie skontaktował się on z nami. Sami więc postanowiliśmy zatelefonować. – Proszę za chwilę zadzwonić albo ja do pana oddzwonię, muszę w tej sprawie skontaktować się z prezesem – powiedział.
Chwilę później Skrzyński był już mniej sympatyczny.
- Nie ingerujemy w życie prywatne zawodników. To, co robią poza pracą, nas nie interesuje – skwitował krótko.
– Jak zatem skomentować wypad zawodnika, narzekającego na uraz co do zasady uniemożliwiający swobodne poruszanie się, do innego miasta? – nie daliśmy za wygraną.
– Dopóki Bernardo imponuje profesjonalizmem i zaangażowaniem, nie widzimy powodów, aby odnosić się do takich rzeczy.
– Na moment pobytu Zawiszy w Łęcznej uraz „Vasco” był poważny? Pytamy, gdyż kontuzja kostki zazwyczaj ogranicza zakres ruchowy.
- Poważny.
- Jak poważny? Jak długo więc będzie trwała jego przerwa?
- Tajemnica lekarska.
- Od kiedy tajemnica lekarska obowiązuje dyrektora sportowego, a nie tylko osób w relacji lekarz-pacjent?
- Proszę w takim razie kontaktować się z doktorem Lachowiczem.
Żeby była jasność – piłkarz to zawód jak każdy inny. Każdemu, niezależnie, czy gania za futbolówką, czy wymienia klocki hamulcowe w autach, należy się chwila odpoczynku nawet wtedy, kiedy koledzy z roboty muszą akurat pracować na wspólny sukces. Ba, należy się on zwłaszcza w trakcie przymusowej pauzy, gdy uraz uniemożliwia pracę w ramach kontraktu. Jeśli nasze informacje są jednak prawdziwe, zasadne staje się pytanie – czy „Vasco” od momentu doznania urazu ozdrowiał na tyle, aby spacerować z kontuzją, czy szukał wymówki, aby mieć wolne?
Nie robimy igieł z wideł. Nie mielibyśmy więc powodów, aby drążyć temat – może nawet byśmy porzucili jego realizację – gdyby Zawisza regularnie punktował w lidze, a swą grą cieszył oczy kibiców. Wystarczyłoby, żeby ów Vasconcelos „gryzł” trawę. Tego zaangażowania, o którym mówił Skrzyński, nie dostrzegamy w ostatnich meczach zarówno u niego, jak i u kilku innych piłkarzy. Nie dostrzegamy i my, nie dostrzegają i kibice. Dalsze wymachiwanie rękoma, brak wyjścia kolegom na pozycje, wreszcie bezmyślny faul na „czerwień” w rewanżowym spotkaniu z Zulte-Waregem – te argumenty nadszarpują wizerunek napastnika, który ponad rok temu zasiadał na tronie króla strzelców na Cyprze, a w obecnym sezonie znów ma pracować na chwałę spółki.
A tak na marginesie, pomijając istotę profesjonalizmu w zawodzie piłkarza, jedna cenna wskazówka dla dyrektora Skrzyńskiego – radzimy wykazywać więcej uprzejmości w kontaktach z ludźmi. Agresję lepiej byłoby przekuć w skuteczne działania na rynku transferowym, najlepiej polskim.
Magazyn Piłkarz.