Ktoś jednak nas rozumie
17.02.2014
Poniżej przedstawiamy komentarz z serwisu Ekstraklasa.net dotyczący sytuacji w naszym klubie.
„Piłkarzyki – pajacyki”, „Dziwki Osucha, piłkarze dziwki Osucha” – tak w Krakowie na stadionie Cracovii śpiewali kibice Zawiszy Bydgoszcz. Czyli eskalacji konfliktu ciąg dalszy, wiosną zawodnicy Ryszarda Tarasiewicza będą mogli liczyć tylko na siebie. Ale czy na to zasłużyli?
Konflikt w Bydgoszczy trwa w najlepsze. Mylili się ci, którzy myśleli że przerwa w rozgrywkach może załagodzić niesnaski. Ba, sytuacja tylko się zaogniła. Jak jesienią po przeciwnej stronie barykady stanęli fanatycy i władze klubu, tak teraz w wojenkę wmieszali się dodatkowo piłkarze, zaklasyfikowani przez fanów za zwolenników właściciela Radosława Osucha.
Zawodnicy bynajmniej nie mogą liczyć na wsparcie za równo u siebie (fanatycy ogłosili bojkot karnetów), jak i na wyjazdach. Tyle tylko, że kibice będą podążali za Zawiszą, ale jako że nie poważają już „kopaczy”, to nie będą dla nich śpiewać. Doskonałym tego przykładem był pierwszy wiosenny wyjazd fanów do Krakowa, 520 kibiców intonowało m. in. „Piłkarzyki – pajacyki”, „Dziwki Osucha, piłkarze dziwki Osucha” itp. Dostało się oczywiście i samemu właścicielowi.
Dość nieoczekiwane zwycięstwo piłkarzy nie miało na śpiewy fanów oczywiście żadnego wpływu, ponadto opuścili oni sektor gości na dziesięć minut przed końcem meczu, pokazują zawodnikom stosunek do nich.
Czym piłkarze narazili się tak fanatykom? Po meczu z Lechem Poznań w połowie grudnia, gdy trybuny lżyły Osucha, zawodnicy wystosowali pismo do kibiców, w którym żądali przeprosin prezesa, grożąc przy tym odejściem z właścicielem, czy zarzucając fanatykom terroryzowanie reszty kibiców na stadionie. Ci postanowili sprawę wyjaśnić w styczniu, udając się na trening (bo piłkarze wcześniej po trzech dniach namysłu odrzucili propozycję spotkania). Jak relacjonują kibice, zawodnicy zgodnie z przewidywaniami pismo podpisali, „bo musieli”. Ponadto rozmowy miały przebiegać w żenującej atmosferze, będącej zaprzeczeniem jakiegokolwiek zgrania i dobrej atmosfery w drużynie. Fani podsunęli piłkarzom swoje pismo, którego podpisanie sprawiłoby „że [piłkarze] nie są stroną w tym konflikcie i nie musieli się przy tym opowiadać po żadnej ze stron”. W odpowiedzi zawodnicy chcieli dzień do namysłu, ale ostatecznie nie określili się, co dla fanatyków było równoznaczne ze zlekceważeniem.
Stąd i przyśpiewki w Krakowie, które najprawdopodobniej będą się powtarzać. Sytuacja patowa. Wydaje się, że kibice postąpili rozsądnie, chcąc wyłączyć drużynę z konfliktu poprzez swoje pismo. Wystarczyło tylko, żeby zawodnicy je podpisali i mogliby skupić się wyłącznie na grze, mając przy tym doping. A przynajmniej częściowy. Rozwiązanie to nie jest takie doskonałe jak się wydaje, bowiem podpisując papier kibiców zawodnicy jednocześnie opowiedzieliby się przeciwko Osuchowi, niejako kasując to, co poświadczyli w grudniu. Reakcja prezesa byłaby w przypadku takiego obrotu sprawy wielką niewiadomą. Drużyna jest między młotem a kowadłem, przy czym żadne z jej członków nie chce się wychylać, wziąć odpowiedzialności. A może właśnie to piłkarzom byłoby najłatwiej mediować pomiędzy zwaśnionymi stronami?