Dlaczego było cicho...

04.08.2013
Chcąc nie chcąc, musimy wrócić do smutnego piątku na trybunach Zawiszy. Wygląda na to, że bydgoska policja postawiła sobie za cel pójście śladem swoich równie rozgarniętych kolegów w Kielcach lub Białymstoku i wyeliminowanie kibiców ze stadionu. Gdy okazało się, że idiotyczny postulat o zamknięciu trybuny B nie przeszedł, wymyślili sobie, że na mecz z Pogonią nie wejdzie oprawa. Kilkanaście godzin pracy i przygotowań naszych kolegów poszły na marne. Klub na to nie zareagował, być może Vipy będą robić atmosferę albo inni prawdziwi Zawiszacy?
Skończyło się na tym, że postanowiliśmy nie robić dopingu. Ciężka to decyzja, ale zrozumcie. Dziś nie wpuszczają oprawy, jutro uda im się doprowadzić do zamknięcia trybuny, posypią się zakazy za stanie, a nie siedzenie na krzesełku, później zaczną się powoływać na debilny artykuł 15, równie debilnej ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych i wtedy będzie już za późno na reakcję. Od przychodzących na stadiony w tym kraju wymaga się Bóg wie czego, a jeden z drugim mądry inaczej funkcjonariusz nawet nie ma pojęcia, że podczas przeprowadzania czynności musi się przedstawić lub wylegitymować. W piątek kilku kolegów usłyszało, że nie ma takich przepisów. No cóż, my takie przepisy znamy.
Władze klubu niech też przemyślą sobie kilka spraw, czy wolą poddawać się najgłupszym pomysłom z Komendy Miejskiej, czy chcą, aby stadion zapełniał się na każdym meczu? Sprawy organizacyjne w tym klubie to też temat, ale na oddzielne opowiadanie. Najweselsze jest jednak to, że głównym „macherem” od tego zamieszania jest pewien policjant, który dawno temu jeździł w obstawach z nami na wyjazdy. Starzy kibole pamiętają, jak podczas pewnej awantury, w pewnym pociągu, w pewnym nieodległym mieście schował się ze strachu z kompanami w pociągowej ubikacji.
Leczymy teraz jakieś kompleksy panie magistrze inspektorze?

A MY I TAK SIĘ NIE DAMY!