Fragmenty wywiadu z Pawłem Zawistowskim dla portalu piłkarskiego 2x45.com.pl

11.01.2013
Dziś dostaliśmy zgodę od naszego kolegi Mateusza Michałka z redakcji strony 2x45 na skopiowanie fragmentu dość ciekawego wywiadu już z byłym zawodnikiem bydgoskiego Zawiszy Pawłem Zawistowskim.

- Powrót do Ekstraklasy po pewnym okresie gry w I lidze jest dla pana dużym sukcesem?
- Jest sportowym awansem, bo nie ma co ukrywać, że występy w Ekstraklasie a w I lidze trochę się od siebie różnią. Nie można zapomnieć, że grałem w zespole, który ocierał się o awans do elity, ale to jednak nie to samo. Obijanie się o Ekstraklasę, a granie w niej, to dwie zupełnie inne rzeczy. Teraz liczy się dla mnie tylko to, by Korona odnosiła jak najwięcej zwycięstw.
- Nie patrząc na razie na różnicę zdań z właścicielem Zawiszy, Radosławem Osuchem, nie miałby pan nic przeciwko, żeby grać tam dalej?
- Ani trochę. Ogólnie w pierwszej chwili chciałem grać tam dalej. Sam okres występów w Zawiszy wspominam bardzo miło. Nie udało się awansować do Ekstraklasy, ale teraz jak najbardziej mu tego życzę. W końcu zostawiłem tam kilku swoich kolegów. Poróżnienie się z prezesem to inna sprawa. Miałem za sobą kibiców, którzy wybrali mnie najlepszym zawodnikiem rundy, trener też do końca walczył, żebym został w drużynie, ale ostatecznie stało się inaczej. Nie spaliłem za sobą mostów. Podaliśmy sobie z prezesem ręce i rozstaliśmy się w zgodzie.
- Czyli konflikt nie był aż taki duży?
- Nie chcę już do tego wracać. W pewnym momencie po prostu bardzo się poróżniliśmy i tyle. Być może zabrnęło to za daleko i nie dało się już tego wszystkiego cofnąć. Wyszło jak wyszło. Dla mnie na pewno dobrze, bo znów jestem w Ekstraklasie.
- Jeśli chodzi o relacje z prezesem, to coś konkretnego przelało czarę goryczy?
- Mam taki charakter, że nie daję sobą pomiatać i nieustannie rozkazywać. Jeśli zdarzały się jakieś różnice zdań, rozchodziło się to po kościach. W pewnym momencie nie mogłem jednak pozwolić sobie na przymknięcie na coś oka i musieliśmy się rozstać.
- Gdyby miał pan inny charakter, nadal grałby pan w Bydgoszczy?
- Gdybym cały czas siedział cicho i przytakiwał, to na pewno.
- Koledzy, którzy zostali, są właśnie tacy?
- Proszę nawet nie pytać o takie rzeczy. Nie będę nagabywał na swoich przyjaciół. Odpowiadam za siebie, a oni za siebie.
- Jak śledziłem pańskie wypowiedzi, to znalazłem słowa, że prezes Osuch nie szanował swoich piłkarzy. Ponoć nie brakowało wyzwisk.
- Skończymy ten temat. Nie będę już wracał do tego, co było w Zawiszy. Oni muszą skupić się teraz na awansie, a ja na grze w Ekstraklasie. Zakończyłem już tę sprawę.
- Pan Osuch był kiedyś pańskim agentem. Na portalu transfermarkt.de wciąż widnieje w tej roli...
- Do Korony przeszedłem bez żadnego menedżera. Szkoleniowiec i dyrektor klubu kontaktowali się bezpośrednio ze mną. Nikomu za nic nie płaciłem. Zresztą od dłuższego czasu nie miałem agenta.
- Pańskim zdaniem w tym momencie Zawisza naprawdę ma szanse, by awansować do Ekstraklasy?
- Myślę, że tak. Kilku graczy odeszło, ale wciąż pozostało wielu, którzy prezentują odpowiedni poziom. Oczywiście, jak wszędzie, potrzebne są wzmocnienia, ale awans jest jak najbardziej realny. Zresztą temu miastu i kibicom, którzy zawsze licznie przychodzą na stadion, Ekstraklasa się po prostu należy.
- Ale dwóch najlepszych zawodników, pan i Adrian Błąd, z drużyny jednak odeszło.
- Nie mnie to oceniać, czy najlepszych. Od takich rzeczy jest trener. Z zespołu odszedł Adrian, ale przecież jeszcze też kilku innych zawodników. Zobaczymy, jak będzie z załataniem wszystkich dziur.
- Podsumowując pierwszoligową przygodę, żałuje pan, że musiał tam grać?
- Przecież nikt mnie do niczego nie zmuszał, taki był mój wybór. Liczyłem, że uda nam się awansować w pierwszym sezonie. Zabrakło niewiele, bo dosłownie paru punktów. Czy żałuję? Nie, samej gry w Zawiszy nie żałuję, może jedynie tego, że nie wywalczyliśmy wspomnianego awansu. Jeżeli drużyna zostałaby nienaruszona, to pewnie i teraz byłaby wyżej.

MATEUSZ MICHAŁEK - 2x45.com.pl