Zawisza bez transferów

22.02.2011 Pomimo wcześniejszych zapowiedzi w Zawiszy nie pojawi się już żaden nowy piłkarz. Bydgoszczanie zimą byli praktycznie niewidoczni na rynku transferowym. Zupełnie przeciwnie niż nasi najgroźniejsi rywale

Jutro bydgoscy radni zatwierdzić powinni budżet miasta na 2011 rok. Na tę decyzję czekają też działacze spółki WKS Zawisza SA. Miasto jest jej głównym udziałowcem i to kasa płynąca z ratusza ma sprawić, że bydgoszczanie będą mogli pochwalić się jednym z najwyższych budżetów w piłkarskiej II lidze.

Tak duże uzależnienie od miejskich pieniędzy ma jednak swoje wady. Największa dotyczy okresu transferowego. Ten kończy się już w poniedziałek. Większość rywali naszej drużyny przez zimę nie próżnowała, solidnie wzmacniając swoje kadry. Nasi działacze już na początku grudnia głośno zapowiadali, że obecny skład nie wymaga zbyt wielu korekt. Priorytetem było przede wszystkim ściągnięcie dobrego napastnika. Od samego początku wiadomo było jednak, że zadanie to jest wybitnie trudne i to wcale nie z powodu braku odpowiednich kandydatów, ale z pustek w kasie.

Rozmowy z Nielbą Wągrowiec w sprawie pozyskania Rafała Leśniewskiego spełzły na niczym. Cena za zawodnika okazała się zaporową. Zupełnie inaczej było w przypadku Benjamina Imeha. On akurat był do wzięcia za darmo. Nie mogło być inaczej, skoro zawodnik jesienią nie grał w lidze, ale kopał piłkę z amatorami w rozgrywkach bydgoskich szóstek piłkarskich.

Najgroźniejsi rywale sukcesywnie wzmacniali swoje kadry. Zimą na prawdziwe szaleństwo pozwoliła sobie Chojniczanka. Zespół, który po rundzie jesiennej zajmuje piąte miejsce w tabeli II ligi, sprowadził aż siedmiu nowych piłkarzy. Prawie wszyscy to gracze z przeszłością jeśli nie ekstraklasową, to przynajmniej pierwszoligową.

- Zrobiliśmy dokładną analizę naszej gry jesienią i wzmocniliśmy najsłabsze punkty zespołu - mówi dyrektor sportowy Chojniczanki Dawid Frąckowiak. Pieniądze na transfery pochodziły przede wszystkim od drobnych sponsorów, a tych klub z Chojnic ma ponad 100. - Dla nas to bardzo ważne, że aż tyle podmiotów chce nam pomagać. Miasto daje 400 tysięcy złotych, resztę zapewniają różne firmy i kibice, którzy kupują bilety na mecze - dodaje Frąckowiak.

To właśnie drobni sponsorzy sprawili, że klub sprowadzić mógł m.in. Artura Andruszczaka (GKP Gorzów), Szymona Matuszka (Piast Gliwice), czy znanego kibicom Zawiszy Jacka Magdzińskiego.

Bardzo podobnie przedstawia się też sytuacja lidera tabeli Olimpii Grudziądz, którą wspiera prawie 80 mniejszych lub większych sponsorów. To dzięki nim zimą do klubu trafili m.in. bramkarz Michał Wróbel, czy pomocnik Jarosław Białek (KSZO Ostrowiec).

- U nas tak naprawdę, to firmy wspomagające klub można policzyć na palcach jednej ręki. Dopiero zaczynamy odtwarzać to, co było kiedyś. Mam nadzieję, że ich liczba stale się będzie zwiększać - mówi nowy prezes WKS Zawisza Bogdan Pultyn.

Bydgoszczanie od środy będą mieć pięć dni na sprowadzenie chociażby jednego nowego piłkarza. - Jeśli pojawi się ktoś ciekawy, to na pewno się nad tym zastanowimy. Nie będziemy jednak robić nic na siłę - przekonuje wiceprezes Piotr Burlikowski.

Pocieszeniem dla kibiców Zawiszy może być jednak to, że brak aktywności w okresie transferowym nie oznacza, że szanse drużyny na awans do I ligi poważnie zmaleją. Dokładnie rok temu to właśnie bydgoszczanie ściągali piłkarzy mających zapewnić nam sukces. Zamiast tego była klapa, a większość tzw. gwiazd, np. Jacek Kosmalski, okazała się wielkim niewypałem.


Źródło: Gazeta Wyborcza