Kapitan walczy o powrót do gry

02.02.2011 Marcin Łukaszewski od ponad pół roku zmaga się z kontuzją. - Jeśli nie będę zdrowy, to będę musiał zakończyć karierę. Na razie o tym nie myślę, chcę zrobić wszystko, by wrócić - mówi zawodnik Zawiszy

33-letni wychowanek Zawiszy rozegrał w tym sezonie tylko jeden mecz. Wybiegł w pierwszym składzie Zawiszy na mecz z Zagłębiem Sosnowiec, na inaugurację I ligi. - Później na treningu zerwałem mięsień przywodziciela. Okazało się, że niezbędna jest operacja - opowiada piłkarz. Po burdach kibiców w meczu Pucharu Polski z Widzewem Łódź Zawisza przeżywał problemy finansowe. Nie było pieniędzy na operację obrońcy. Łukaszewski był na konsultacjach u lekarzy Lecha Poznań i Widzewa Łódź. - Do tego drugiego trafiłem dzięki znajomościom pana Zbigniewa Bońka. Lekarz obiecał, że uda się to zrobić tak, by koszty operacji pokrył Narodowy Fundusz Zdrowia. Jednak kontakt z nim nagle się urwał i nic z tego nie wyszło. Długo czekałem na operację, straciłem ok. dwóch miesięcy. To był trudny moment, nie chcę już do tego wracać - mówi Łukaszewski. Ostatecznie operacja odbyła się w poznańskiej klinice Rehasport i zapłacił za nią Zawisza.

- Krótko po kontuzji miałem chwilę zwątpienia. Później postanowiłem zrobić wszystko, by jak najszybciej wrócić na boisko. Cieszyłem się, że zacznę przygotowania do rundy wiosennej razem z drużyną. Na pierwszym treningu dostałem mały cios. Ból był bardzo duży. Diagnoza kolejnej operacji trochę mnie podłamała - opowiada wychowanek Zawiszy. Okazało się, że szybko wytworzyła się blizna, co zdaniem lekarza oznacza, że organizm szybko się regeneruje. - Powiedziano mi, że takie przypadki jak mój, czasami się zdarzają. Nie wiem, czy mam wierzyć lekarzowi czy nie. Kolejną operację zrobił, można powiedzieć, "w ramach gwarancji". Usunięto mi wszystkie blizny i zrosty pooperacyjne oraz kawałek ścięgna - mówi. Operacja odbyła się tydzień temu, a powrót do treningów będzie możliwy po sześciu tygodniach. - Ale wydaje mi się, że to może potrwać dłużej, około dwóch miesięcy. Będę potrzebował czasu na odpowiednie przygotowanie fizyczne. Mam spore zaległości. Będę musiał trenować dwa-trzy razy dziennie, by wzmocnić wytrzymałość. Z chęcią potrenuję, bo bardzo brakuje mi piłki - mówi.

Kolejny mecz w Zawiszy będzie jego 150. w barwach bydgoskiego klubu. - Kontrakt mam ważny do czerwca i chcę go wypełnić. W ekstraklasie miałem 49 spotkań, nie mogłem zagrać 50. Mam nadzieję, że po raz 150. zagram w Zawiszy - opowiada. Przez cały sezon jeździł z drużyną na mecze wyjazdowe. - Jeśli się trenuje 20 lat i gra w ukochanym klubie, to nie da się inaczej. Oglądanie meczów Zawiszy z trybun to dla mnie dziwne uczucie, ale drużyna grała dobrze. Mam nadzieję, że z moją pomocą uda się wywalczyć awans do I ligi - mówi. W swoich planach nie chce wybiegać w przyszłość. - Na razie nie myślę o nowym kontrakcie. Jeżeli będę zdrowy i będę czuł, że forma wraca, a trenerzy i prezesi będą czuć to samo, to chciałbym zostać w Zawiszy. Chciałbym tu grać do końca kariery - deklaruje.


Źródło: Gazeta Wyborcza