Zawisza to my - trzeba słowa zamienić w czyn

08.12.2010 Zawiszy potrzeba spokoju i jedności. Niestet nasza drużyna nie jest ulubieńcem futbolowej centrali. Mamy na to dowody! Dlaczego tak się dzieje?

Klub z ul. Gdańskiej wydaje się być idealnym partnerem do promowania futbolu i budowania pozytywnej otoczki wokół piłki. Tak się nie dzieje. Postaramy się znaleźć odpowiedź dlaczego?

Stadion z niezłą infrastrukturą, tradycje piłkarskie sięgające kilkudziesięciu lat, prężne środowisko kibiców, władze miasta przeznaczające na zespół miliony złotych i wreszcie - last but not least - Zbigniew Boniek, partner, którego wielu Bydgoszczy zazdrości. Wydaje się, że Zawisza ma wszystko, co potrzebne do tego, by powrócić do krajowej elity. Od momentu powrotu na szczebel centralny rozgrywek, przed ponad dwoma laty, nie udaje się zrobić jednak kroku naprzód.

Obecnie rysuje się wielka szansa, by w końcu wyrwać się z futbolowego zaścianka i podążać ku wymarzonej - chyba przez wszystkich - ekstraklasie. Co uczynić, by to się ziściło?

Nie ma wspólnego głosu
Emocje związane z rozgrywkami już opadły, zastanówmy się zatem, jak jesteśmy postrzegani w futbolowej centrali. Od ponad roku wysyłany jest przekaz, że bydgoszczanie zgromadzeni wokół Zawiszy są skłóceni. Oto kilka przykładów z brzegu. Najpierw władze miasta zmieniły nazwę stadionu. Kibice rozpoczęli walkę na transparenty i okrzyki. Potem długo trwało zawiązywanie spółki, a obie strony- miasto i Stowarzyszenie Piłkarskie „Zawisza'' nie szczędziły sobie uszczypliwości. Po powołaniu spółki na prezesa desygnowano Michała Glińskiego, co także spotkało się z dezaprobatą kibiców. Walka z ratuszem trwała nadal. Odwołanie Glińskiego tylko na chwilę uspokoiło sytuację. Od momentu powołania na szefów spółki Macieja Skwierczyńskiego i Piotra Burlikowskiego, czyli od lipca - wojna trwa nadal. Do tego doszły gorszące wydarzenia podczas meczu z Widzewem. Kara za bójki była bardzo surowa. Odwołania od decyzji zostały rozpatrzone negatywnie. Dlaczego?

Stawiamy tezę, że właśnie z tego powodu, iż z Zawiszy nie płynie jeden głos. Bydgoski klub jest łatwym celem. W możnego i znanego łatwiej uderzyć. Po co potrzebny nam jest ktoś, z kim są ciągłe kłopoty - może tak właśnie myśleli działacze w futbolowej centrali podtrzymując swoje wcześniejsze decyzje o karach. Przecież obserwatorzy i delegaci dokładnie widzą jak wygląda sytuacja podczas meczów Zawiszy. Potem to wszystko dokładnie opisują w raportach, a to właśnie dokumenty są podstawą do wydawania decyzji. Z reguły niekorzystnych.
Osobna kwestia to sędziowie. Zawiszanie nie są ich ulubieńcami. Szkoleniowcy bydgoszczan często podkreślali, że arbitrzy nie stosują tych samych kryteriów w ocenie sytuacji w ich meczach. Mówiąc wprost: łagodniej traktują rywali Zawiszy. Za te same przewinienia bydgoscy zawodnicy są karani kartkami, a przeciwnicy nie. Na poparcie tej tezy dysponują materiałami wideo. Podobnie jest z niepodyktowanymi rzutami karnymi czy wolnymi.

Myślmy o otoczce
Otoczka futbolu jest bardzo ważna. Wystarczy prześledzić zachowanie FIFA czy UEFA. Tam też nie lubi się tych, co nie potrafią wpasować się w szablon stworzony w Genewie lub Nyonie. PZPN podąża tą samą drogą. Zresztą trudno dziwić się, by mogło być inaczej. W końcu jest członkiem tych organizacji. Ten kto nie dostosuje się do naszych norm, nie jest dobrze widziany w naszym towarzystwie - takie nieformalne hasło przyświeca tym instytucjom.

Wracając na nasze podwórko, nie musimy się kochać, ale pokazujmy wszystkim, że w sprawie Zawiszy jesteśmy jednością. Dopóki tak się nie stanie, dopóty nie będą się z bydgoszczanami liczyć.

Oczywiście, zawsze znajdą się tacy, którzy będą szukali winnych tylko w prezesach, włodarzach miasta, dziennikarzach, Bońku i we wszystkich dookoła. Tych wiecznie niezadowolonych nic nie jest w stanie ukontentować. Walka i szukanie wroga jest sensem ich życia i nic tego nie zmieni.

To tylko jednak dygresja
Jedność na zewnątrz, o którą apelujemy jest punktem wyjścia. Od tego można zacząć budowanie wielkiego Zawiszy. Jednak nie da się tego zrobić bez pieniędzy. Wiadomo, że finansowanie klubu przez miasto jest tylko środkiem zastępczym i pierwszym krokiem. Jeśli ma być rozwój, to musi się pojawić inwestor strategiczny, który przejmie finansowanie, a jednocześnie zapewni właściwe zarządzanie klubem. Właśnie uspokojenie sytuacji wokół Zawiszy może być pierwszym sygnałem dla potencjalnych inwestorów, że może warto rozpocząć rozmowy o Zawiszy. Przecież nikt normalny, kto chciałby zainwestować swoje pieniądze w klub, nie zdecyduje się tego uczynić w miejsce targane konfliktami. Tak jest nie tylko w futbolu, ale także w całej gospodarce. Piłka nożna nie żyje w próżni i też jest biznesem. Im wcześniej się to zrozumie, tym lepiej.

Piłkarze najważniejsi
Trzeci i ostatni element tej układanki, który właściwie powinien być pierwszy. Przecież od ponad roku najwięcej czasu poświęcane jest na akcjonariuszy, różnice między nimi, nieporozumienia czy konflikty. Gdzieś na samym końcu jest zespół, piłkarze, ich forma i gra, a przecież to oni powinni być w centrum uwagi. Właśnie piłkarzom i sztabowi trenerskiemu potrzebne jest największe wsparcie. W prywatnych rozmowach przyznają, że dla nich to nie jest komfortowa sytuacja, gdy słyszą w trybun stek przekleństw i wyzwisk w stosunku do prezesów czy też innych osób. Wiosną wsparcie z trybun przez cały mecz może okazać się kluczowe. Siła publiczności może być przysłowiowym języczkiem uwagi. Dwunastzm yawodnikiem! Nie tylko podniesie na duchu piłkarzy Zawiszy w decydujących momentach, ale także wywrze presję na przeciwnikach i arbitrach. To będzie siła, z którą rywale i sędziowie będą musieli się liczyć. Do tej pory nie było z najlepiej. Jeśli publika skupi się na pozytywnym dopingu drużyny o sukces będzie łatwiej.

To tylko kilka uwag, ale naszym zdaniem niezwykle ważnych w kontekście walki o awans i należne miejsce Zawiszy. Warto o nich pomyśleć, by w czerwcu znowu nie narzekać, że się nie udało. Druga taka szansa może długo się nie powtórzyć. Chyba, że nie wszystkim zależy, aby Zawisza znowu był w elicie futbolu... Nie, to nie możliwe. Przecież wszyscy chcą wielkiego Zawiszy i się z nim identyfikując mówiąc: „Zawisza to my'' czy też „Zawisza to jest mój klub''. Przykładów można mnożyć wiele. Wiosną trzeba będzie słowa przekuć w czyny. Oby ze szczęśliwym zakończeniem dla wszystkich zwolenników piłkarzy w „niebiesko - czarnych'' barwach.

Źródło: Gazeta Pomorska