Zawisza Bydgoszcz tylko zremisował z Polonią Słubice
09.10.2010
Dwa nieuznane gole, dwa niepodyktowane rzuty karne, niesłusznie pokazane kartki - to największe z dużej listy żali, jakie ekipa Zawiszy miała do sędziego Artura Mitala z Ciechanowa. Po zakończonym meczu w stronę trójki sędziowskiej leciały gromy, słowo "złodzieje” było najłagodniejsze.
Warto podkreślić, że w poprzedniej rundzie ten sam arbiter podczas meczu z Nielbą Wągrowiec podyktował przeciwko Zawiszy problematyczny rzut karny w doliczonym czasie gry. - Moim zdaniem to wszystko, co się dzieje, nie jest przypadkiem - stwierdził szkoleniowiec bydgoskiej drużyny. - Chyba komuś zależy, by Zawisza nie awansował. Mam dziwne uczucie, że nie tylko piłkarze drużyny rywali są przeciwko nam - twierdził trener Murawski.
Szkoleniowiec ,,niebiesko - czarnych'' został odesłany na trybuny pod koniec pierwszej połowy. Chwilę wcześniej Patryk Klofik zdobył bramkę dla bydgoszczan, ale sędzia jej nie uznał, dopatrując się spalonego. - Jak to jest, że sędzia podnosi chorągiewkę po kilku sekundach i dopiero po tym, jak strzeliliśmy gola - dociekali bydgoscy zawodnicy.
Druga sporna sytuacja była już w doliczonym czasie gry. W ostatniej desperackiej akcji zawiszanie rozegrali piłkę między sobą. Szymon Maziarz wrzucił ją na bramkę, a wbiegający Jakub Bojas wepchnął do siatki. Sędzia asystent znowu uniósł chorągiewkę, a arbiter gola nie uznał. Zawiszanie zaprotestowali, a najbardziej gardłujący z nich - Błażej Jankowski został ukarany czerwoną kartką.
- Może musimy strzelić trzy gole, by jednego nam uznano - zastanawiał się trener Zawiszy. - Jak będzie taka potrzeba, to zdobędziemy nawet cztery albo pięć bramek, by wygrać. Będziemy jeszcze ciężej pracować i nie poddamy się - zapewnił szkoleniowiec.
Mecz straconych szans
Zawisza, podobnie jak przed tygodniem w Zielonej Górze, zdominował rywala. Gra toczyła się głównie w pobliżu pola karnego Polonii. Bydgoscy zawodnicy mieli przygniatającą przewagę, ale zawodzili pod bramką. W pierwszej połowie powinni zdobyć przynajmniej trzy bramki. Niestety, ze skutecznością byli znowu na bakier. Kilkakrotnie bramkarza polonistów strzałami nękał Maziarz.
Świetna była akcja z 21. minuty, kiedy Galdino obsłużył podaniem Maziarza, a ten spod linii końcowej posłał piłkę wzdłuż bramki. Niestety, zarówno Krzysztofowi Szalowi, jak i Jakubowi Wójcickiemu zabrakło centymetrów, by wepchnąć piłkę do siatki. Potem z bliska strzelał Klofik, ale i tym razem Damian Matela odbił piłkę na róg.
Po przerwie bydgoszczanie zagrali słabiej. Ich podstawowym pomysłem na rozbicie defensywy rywala były strzały z dystansu, głównie niecelne. Większość akcji przeprowadzali środkiem boiska. Piłkę udało się doholować do pola karnego, ale potem trafiali na mur i nie byli w stanie sobie z nim poradzić. Mało było akcji skrzydłami.
Prawda jest taka, że gdyby zawiszanie byli odrobinę skuteczniejsi i strzelili choćby jednego gola, to sędziowie, ani nikt inny nie przeszkodziłby im w wygraniu meczu.
Źródło: Gazeta Pomorska