Mimo dość wczesnej piątkowej pory, zespół Macieja Murawskiego dopingowało w Zielonej Górze prawie 200 bydgoskich kibiców. Bramka Lechii była jednak jak zaczarowana. Inna sprawa, że zawiszanie zagrali po prosto słabo.
Po meczu rozmawialiśmy z trenerem Murawskim.
Po takim meczu mieliśmy prawo oczekiwać choćby skromnej wygranej...
Też na to liczyłem, lecz - mimo, że spotkanie rozgrywane było praktycznie na połowie Lechii - nie potrafiliśmy tego wykorzystać.
O Lechii chyba wiedział Pan wszystko (Murawski pracował tam w poprzednim sezonie)?
Tak, sądziłem jednak, że wyjdzie trochę do przodu. Musieliśmy próbować gry w ataku pozycyjnym. Mam nadzieję, że inne zespoły będą chciały już z nami bardziej pograć.
Zamiast bramek było sporo kartek...
W moim odczuciu Czarek Stefańczyk nie powinien ujrzeć ani jednej ani drugiej żółtej. Drugą zobaczył trochę z własnej winy, bo powinien odejść, a nie pytać „za co?”... Kartki, którymi zostali ukarani Łukasz Ślifirczyk i Wojciech Okińczyc eliminują ich, niestety, z kolejnego spotkania. Co do tego, czy zostali ukarani słusznie, mam duże wątpliwości.
Kontuzji nabawił się Marcin Tarnowski. To coś poważnego?
Naciągnął mięsień przywodziciela.
Mógł Pan jeszcze ratować się zmianami. Czy to już niczego by nie zmieniło?Być może mogłem wstawić jeszcze do przodu Jakuba Bojasa, ale teraz to już historia. Nie ulega jednak wątpliwości, że to był mecz, który powinniśmy wygrać!
Lechia Zielona Góra - Zawisza Bydgoszcz 0:0
Źródło: Express bydgoski