Kwotę dokapitalizowania ma określić zarząd piłkarskiej spółki. To efekt wczorajszych rozmów z udziałem radnych, wiceprezydenta Macieja Grześkowiaka, szefów spółki
i przedstawicieli mniejszościowego akcjonariusza, SP „Zawisza”.
Pierwszy o dofinansowanie klubu z budżetu miasta zamiast z banku, podczas wczorajszego posiedzenia zaapelował radny Robert Sych. - W sytuacji, gdy Zawiszy grozi upadłość, trzeba mu pomóc. Są środki na inne przedsięwzięcia, to znajdą się też na klub.
W odpowiedzi od Macieja Grześkowiaka usłyszał, że miasto nie może udzielić teraz spółce wsparcia, bo pieniędzy nie ma skąd wziąć. Prezes WKS Zawisza Maciej Skwierczyński szedł mu w sukurs mówiąc, że dalsze podtrzymywanie sytuacji, kiedy zarządzanie spółką nie jest skupione w jednych rękach, niczego nie polepszy.
- Nigdy nie twierdziliśmy, że chcemy się kogoś pozbyć - stwierdził Grześkowiak. - Mówimy tylko wciąż o tym, co zrobić, żeby spółka zaczęła się rozwijać. Teraz czynimy starania, żeby wniosek o upadłość wycofać.
Karol Tonder ze Stowarzyszenia Piłkarskiego przypomniał, że 4 października na walnym SP zostanie podjęta uchwała, której przegłosowanie pozwoli na swobodne zarządzanie spółką. - Nie pójdziemy też do przodu, jeśli nie wyciągniemy konsekwencji wobec wszystkich, którzy zawinili przy organizacji meczu z Widzewem - poskreślił Tonder. Przy okazji wyjaśnił, że nie jest prawdą, że dochody ze sprzedaży pamiątek nie idą na klub, ponieważ środki z tego źródła pozwalają na dokapitalizowanie spółki.
Skwierczyński zdementował z kolei informację, że klub przekazał czterysta biletów fanom ŁKS-u na mecz pucharowy. Przyznał zaś, że zostało wszczęte postępowanie dyscyplinarne wobec kierownika ochrony.
Źródło: Express bydgoski