Naprzeciwko siebie stanęły kluby, które w ostatnich dniach zmagały się z problemami, choć na różnych płaszczyznach. Główną bolączką opiekuna gospodarzy - Marcina Kaczmarka była niemoc strzelecka, która dosięgnęła jego podopiecznych w konfrontacjach z Ruchem Zdzieszowice (0:1) i Chojniczanką (0:0). Jego vis a vis - Maciej Murawski - musiał znaleźć receptę na odciągnięcie uwagi graczy od spraw pozasportowych. W czwartek prezes klubu Maciej Skwierczyński złożył bowiem wniosek o upadłość prowadzonej przez niego spółki. "Problemy organizacyjne zostawiliśmy w szatni" - zastrzega Ślifirczyk.
Bezpardonowy Pawlak i zaskakujący Tabaczyński
Byłemu graczowi janikowskiej Unii należy wierzyć, gdyż Zawisza zagrał na trudnym terenie lidera tabeli dobre zawody, szczególnie w drugiej połowie. W premierowej odsłonie batalii obie drużyny grały ospale, klarownych akcji podbramkowych było niewiele. W pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że najbardziej aktywny jest... Murawski, który raz po raz wskazywał sędziom brak reakcji na ostrą grę miejscowych piłkarzy. Po meczu, były reprezentant Polski wyjaśniał powody swojego zachowania. "Nie może być tak, że Mariusz Pawlak, bardzo dobry i doświadczony piłkarz, bez pardonu atakuje moich zawodników, nawet jeśli nie mają piłki. Nie powinien dokończyć tego meczu. Naprzeciwko niego grał o dwie dekady młodszy Paweł Tabaczyński. Co mógł sobie pomyśleć o postępowaniu rywala, który powinien być dla niego wzorem?" - pytał na konferencji prasowej. Tomasz Asensky, asystent trenera Kaczmarka, ripostował, że Pawlak musiał opuścić boisko z powodu... urazu spowodowanego grą faul. "Na pewno nie były to zagrania z premedytacją, czego o zachowaniu Mariusza nie można powiedzieć" - nie dawał za wygraną Murawski.
Na niwie sportowej rywalizację w Pawlakiem w sobotę wygrał zaledwie 18-letni Tabaczyński. Szkoleniowiec użył w stosunku do jego występu nawet sformułowania "genialny" i - choć jest ono nieco na wyrost - trzeba przyznać, że ofensywny pomocnik Zawiszy zasłużył na wysoką notę. Szczególnie za występ po przerwie.
Marcin Tarnowski (z prawej) zagrał w Grudziądzu dobre zawody, strzelając również jedynego gola dla Zawiszy. Na zdjęciu: w walce z Krzysztofem Brede. / fot. archiwum
Zanim jednak "Tabak" popisał się kilkoma interesującymi zagraniami, kibice w pierwszych 45 minutach zobaczyli dwie bramki. Obie - niebanalnej urody - osłodziły gorzki obraz rywalizacji. Pierwsi do siatki trafili gracze Olimpii. W 17 minucie stojący na szesnastym metrze od bramki Witana Piotr Ruszkul otrzymał podanie z lewej strony boiska. Następnie, umiejętnie zwiódł obrońcę Zawiszy i pięknym strzałem lewą nogą pod poprzeczkę nie dał szans bramkarzowi gości. Zawiszanie odpowiedzieli nieco ponad kwadrans później. W 33 minucie do akcji ofensywnej podłączył się Tomasz Warczachowski. Mocnym dośrodkowaniem obsłużył zamykającego akcję Marcina Tarnowskiego. Ten wyskoczył zdecydowanie wyżej od Hajczuka i głową (lobem!) pokonał Daniela Osieckiego. "Trudno powiedzieć, czy był to zamierzony strzał. Nie podejmę się oceny, czy Osiecki popełnił w tej sytuacji błąd" - podkreślał Asensky.
Niewykorzystana szansa na trzy punkty
Tych błędów, choć nie bramkarza Olimpii, po zmianie stron było więcej. Szczególnie między 60 a 70 minutą, gdy Zawisza mógł zapewnić sobie, nawet dwubramkowe, zwycięstwo. Okres dużej przewagi bydgoszczan rozpoczął Tabaczyński, który w dogodnej sytuacji przestrzelił głową z sześciu metrów. Chwilę później minął na prawym skrzydle dwóch rywali i podał do Ślifirczyka, który uderzył tuż obok słupka. "Bardzo żałuję tej sytuacji. Chyba przyśni mi się dzisiaj w nocy" - mówi "Śliwka". W kolejnych akcjach w rolach głównych wystąpili: Tarnowski (z 13 metrów lewą nogą nad poprzeczką) i Szymon Maziarz (zza pola karnego, prawą nogą, ale z identycznym rezultatem).
Olimpii trudno było przedostać się pod pole karne Zawiszy. Nie zmieniło tego wprowadzenie Przemysława Suleja ani Grzegorza Domżalskiego. Jedyna klarowna szansa miała miejsce po rzucie wolnym wykonywanym przez Rogóża, ale podkręconą nad murem piłkę złapał Witan. Zresztą, stałe fragmenty gry wprowadzały dużo chaosu w szeregi przyjezdnych, zwłaszcza w pierwszej połowie. "Brakuje nam automatyzmu, wydawało mi się, że nie muszą o pewnych zachowaniach przypominać. Tymczasem znowu zbyt głęboko cofamy się przy rzutach wolnych i to mogło mieć konsekwencje bramkowe" - komentuje Murawski. Tym razem skończyło się na strachu i jednym punkcie, z którym Zawisza wraca do Bydgoszczy.
Grudziądzanie utrzymali fotel lidera (18 punktów), ale ich przewaga nad Chojniczanką i Bałtykiem Gdynia stopniała do jednego punktu. Zagłebie Sosnowiec i Zawisza legitymują się dorobkiem 16 "oczek". Tabela jest bardzo spłaszona - różnica między Olimpią a dwunastym Górnikiem Wałbrzych wynosi jedynie siedem punktów.
9 kolejka II ligi piłki nożnej - grupa zachodnia
OLIMPIA GRUDZIĄDZ - ZAWISZA BYDGOSZCZ 1:1 (1:1)
Ruszkul 17' - Tarnowski 33'
Olimpia: Osiecki - Wacławczyk, Brede, Kowalski, Hajczuk - Kasperkiewicz (72' Sulej), Pawlak (78' Adamczyk) - Rogóż, Kryszak, Nowosielski (60' Domżalski) - Ruszkul
Zawisza: Witan - Stefańczyk, Dąbrowski, Jankowski, Warczachowski - Juszkiewicz, Galdino - Tarnowski (84' Kanik), Tabaczyński (90+2' Bojas), Wójcicki (65' Maziarz) - Ślifirczyk (76' Okińczyc)
Żółte kartki: Kasperkiewicz, Pawlak, Brede (Olimpia) - Juszkiewicz, Dąbrowski, Jankowski (Zawisza)
Sędziował: Grzegorz Pożarowszczyk (Lublin)
Widzów: 2040
Źródło: Sportowa Bydgoszcz