Przerzucanie odpowiedzialności
Zarówno reprezentanci SP, jak i prezes Skwierczyński w rozmowie z nami podkreślają chęć współpracy i wolę rozwiązania sytuacji. Później jednak przystępują do wytykania partnerowi (?) błędów, zaniechań i uchybień. "Do wczoraj wydawało mi się, że nasze porozumienie z 8 września (środa - dod. red.) obowiązuje" - mówi Karol Tonder, sekretarz stowarzyszenia. - "Tymczasem okazało się, że podjęta została decyzji o postawieniu spólki w stan upadłości". Zdaniem Macieja Skwierczyńskiego, nie mogła ona być inna. "Na pytanie dyrektora Paprockiego (dyrektor wydziału właścicielskiego UM Bydgoszczy - dod. red.), co SP zrobiło, aby zmienić bieg wydarzeń, nie padła żadna konkretna odpowiedź" - podkreśla. "Słuchając takich argumentów uznaję, że to pan Paprocki jest niedoinformowany" - ripostuje Tonder. Przykładów podobnej spychologii jest, niestety, więcej.
W zasadniczy sposób odciąga to uwagę od kwestii najważniejszej - przyszłości piłki w mieście nad Brdą na przyzwoitym, centralnym poziomie. Zespół Macieja Murawskiego kilka dni przez bardzo ważnym i prestiżowym meczem z liderem - Olimpią - dowiaduje się o braku funduszy. Trudno o większy demotywator. "Wyjazd do Grudziądza nie jest zagrożony" - zastrzega prezes Skwierczyński. Mimo to, najbardziej prawdopodobne są dwa scenariusze-konsekwencje informacji o upadłości - rozbicie psychicznie drużyny lub inne ekstremum - podwójna mobilizacja.
Drugą sprawą jest budowana od kilku lat widownia. Na najważniejsze mecze w IV lidze frekwencja oscylowała wokół tysiąca osób. Po awansie do zreorganizowanej II ligi wzrosła ponad trzykrotnie, co dawało Zawiszy miejsce w czołowej dwudziestce klubów pod względem liczby widzów. Argument jest prosty - piłka nożna na dobrym poziomie w Bydgoszczy jest potrzebna. Sprowadzanie wszystkiego do incydentu z meczu z Widzewem Łódź byłoby dużym uproszczeniem. Warto dodać - zbyt dużym.
Naturalną konsekwencją środowych wydarzeń jest pytanie o los kilkuset adeptów futbolu trenujących w Zawiszy. "Pieniądze na ich funkcjonowanie na pewno się znajdą. Do końca rundy wszystko mogłoby funkcjonować na bazie spółki, a później szkolenie przejąłby inny podmiot" - wskazuje jedną z możliwości Skwierczyński. Nie jest zagrożony również udział poszczególnych drużyn w rozgrywkach lig młodzieżowych prowadzonych pod egidą KPZPN-u.
Szantaż czy konieczność?
Prezes spółki twierdzi, że wniosek o jej upadłość był jedynym możliwym na 15 września. Z kolei SP Zawisza uważa, że jest to szantaż, który ma zmusić je do oddania udziałów i praw do znaku graficznego. "Nie jest to uzasadnione żadnymi mocnymi argumentami" - podkreśla Tonder. - "Możemy właściwie natychmiast podpisać umowę dającą spółce wyłączność w marketingowym używaniu logo". Sekretarz stowarzyszenia dodaje, że również odsetek akcji posiadanych przez SP nie jest tak istotny, jak sądzą przedstawiciele miasta. Innego zdania jest Skwierczyński, który zaznacza, że w wielu wypadkach potrzebna jest jednogłośność decyzji. Pytany o trzy przykłady wymienia: zmianę statutu, siedziby spółki czy wycofanie jakiejkolwiek z drużyn z rozgrywek.
Kalendarz najbliższych wydarzeń jest ubogi - 4 października odbędzie się walne zebranie członków SP Zawisza. "Dlatego też wnioskowaliśmy o przełożenie zgromadzenia akcjonariuszy na 8 października" - mówi Tonder. Nie wiadomo, jaki będzie ruch zarządu spółki po potencjalnym złożeniu dokumentów o postawieniu WKS Zawisza Bydgoszcz w stan upadłości (po zaledwie 14 miesiącach funkcjonowania!).
Warto przyjrzeć się też wydarzeniom z minionych miesięcy. Już kilka dni po przejęciu obowiązków prezesa Maciej Skwierczyński mówił, że przyszłość ekonomiczna spółki jest trudna do przewidzenia. Szczególnie w przypadku braku awansu do I ligi (z czym mamy do czynienia obecnie). Po wydarzeniach z pucharowego pojedynku z Widzewem pojawiła się informacja, że sponsorzy zawiesili (nie wycofali całkowicie!) rozmowy w sprawie przekazania środków dla klubu. "Było to 5-6 podmiotów, które łącznie planowały zasilić budżet kwotą 700 tysięcy złotych" - wylicza Skwierczyński. "Z drugiej strony, mając zapewnione 2 miliony złotych na działalność w nowym roku, spółka mogła pozyskać na tegoroczną działalność kredyt" - odpowiada Tonder.
Z punktu widzenia kodeksu spółek handlowych, działania prezesa Skwierczyńskiego, który odpowiada własnym majątkiem za niezgłoszenie braku płynności finansowej spółki, są zrozumiałe. Za takie nie może uchodzić naciskanie na ujednolicenie akcjonariatu czy sprzedaż logo ze strony przedstawicieli miasta Bydgoszcz. Podobnie jak wirtualna wola porozumienia stojąca w opozycji do realnych działań między współtwórcami spółki.
Źródło: Sportowa Bydgoszcz