Gra się poprawiła, czas na wygrane
05.05.2010
Spotkaniem z Polkowicami zaczęły się mecze prawdy dla bydgoskiej drużyny. Po 15 maja będziemy wiedzieć czy piłkarze z „Zetką'' na piersi będą liczyli się w walce o awans.
Zawiszanie kolejno będą mierzyć się z Zagłębiem Sosnowiec (2 miejsce), Ruchem Radzionków (1) i Nielbą Wągrowiec (7.). Te spotkania powinny dać odpowiedź na pytanie: czy awans jest w zasięgu bydgoszczan. Na razie trzy zespoły są w grze o jedno miejsce premiowane awansem, a dzieli je raptem punkt. W tej chwili nie zwracamy uwagi na Ruch Radzionków, który ma bezpieczną przewagę 7 pkt. Kluczowa wydaje się być zaległa kolejka wyznaczona na 12 maja, gdzie pierwsza czwórka zagra między sobą.
Chociaż pechowo stracona bramka, która pozbawiła zawiszan wygranej w Polkowicach, bardzo boli, to nie ma zbytnio co rozpaczać. Trzeba się zmobilizować na najbliższe spotkanie z Zagłębiem i tam poszukać punktów. A są ku temu powody, by mieć nadzieję na dobry rezultat w Sosnowcu. Długimi fragmentami w Polkowicach, to zawiszanie byli stroną dominującą. Dość pewnie prezentowała się linia obrony. Środek pola opanowali Rafał Piętka z Tomaszem Szczepanem. Zdarzały się, oczywiście, błędy; przede wszystkim były zbyt duże odległości między formacjami. Zawodnicy Zawiszy zostawiali rywalom zbyt dużo swobody. Właśnie z tego powodu stracili pierwszego gola, bo Daniel Chyła miał bardzo dużo wolnego miejsca i pozostawiony bez opieki mógł dokładnie przymierzyć.
- Bliżej siebie - co pewien czas krzyczał do swoich podopiecznych trener Mariusz Kuras. Po przerwie współpraca między formacjami wyglądała już dużo lepiej. Od razu poprawiła się też jakość gry. Bydgoszczanie łatwiej wymieniali między sobą podania, przeprowadzali akcje oskrzydlające (patrz drugi gol - dośrodkowanie Tomasza Podgórskiego i celna „główka“ Marcina Tarnowskiego), potrafili się też utrzymać dłużej przy piłce.
Szkoda, że bydgoszczanom wcześniej nie udało się podwyższyć wyniku, bo wtedy sytuacja z doliczonego czasu gry nie miałaby znaczenia. Jedno jest pewne: zawiszanie muszą być skoncentorowani do ostatniego gwizdka. To, co się wydarzyło w ostatniej akcji nie powinno mieć miejsca. Nie można zostawić Andrzeja Witana samego z trójką rywali. Inna sprawa, że bramkarz Zawiszy stał na linii, jak zaczarowany, miast przeciąć dośrodkowanie. Przy pierwszej straconej bramce Witan też mógł się zachować lepiej, chociaż trzeba przyznać, że strzał Chyły był bardzo precyzyjny. Jednak przy bardziej właściwym ustawieniu była szansa na lepszą reakcję.
- Nie mam do niego żadnych pretensji - twardo stawia sprawę trener Kuras. - Przy pierwszym golu uważam, że nie miał szans. Przy drugiej bramce nie mógł wyjść do dośrodkowania, bo piłka była dochodząca na dalszy słupek. Zasadne pytanie jest dlaczego nie było krycia w polu karnym. Jednak nie ma co do tego wracać. Teraz trzeba skupić się na przygotowaniach do meczu z Zagłębiem. Ważne jest by chłopacy byli zdrowi, wtedy jesteśmy w stanie powalczyć o jak najlepszy wynik. Powtarzam, ja ciągle wierzę w zespół i wywalczenie awansu. Punkty proponuję liczyć dopiero na koniec sezonu - przekonuje szkoleniowiec.
Źródło: Gazeta Pomorska