W hołdzie legendzie SOLIDARNOŚCI!
22.04.2010
Kibice Zawiszy - członkowie pierwszej Solidarności uczestniczyli wczoraj w Gdańsku w pogrzebie Anny Walentynowicz.
Anna Walentynowicz przez wiele lat pracowała jako suwnicowa w Stoczni Gdańskiej.
W sierpniu 1980 r. na pięć miesięcy przed odejściem na emeryturę rozwiązano z nią umowę o pracę. Żądanie przywrócenia jej do pracy stało się pierwszym postulatem strajku, który rozpoczął się 14 sierpnia tego roku w Stoczni Gdańskiej i - wraz z innymi protestami - doprowadził do powstania Solidarności. Życie Anny Walentynowicz jest jak portret zbiorowy polskich robotników wstających z kolan, by zbuntować się przeciwko komunizmowi.
Kobieta skromna i nieugięta, po prostu dobry człowiek. Przepełniona pasją walki o sprawiedliwość i człowieczeństwo. I nigdy przeciwko komuś. Nie znała słowa donos, intryga, pogarda. Ideałów Solidarności broniła na każdym etapie swojego życia. Była człowiekiem, który bardziej niż inni kierował się w życiu sercem, pragnieniem dobra i odmową zgody na kłamstwo. Nie chciała uznać oddzielenia polityki od moralności, nie chciała dać przyzwolenia na kariery bez służby społeczeństwu. Jej bezinteresowność była solą w oku tych, którzy pragną ukryć żądzę władzy za cenę zdrady ideałów.
Oto kilka szczegółów z jej życia po 1980 r. " Kilka lat szarpałam się, żyłam tak, jak żyli inni, jeździłam po kraju i spotykałam się z ludźmi wspominała prawie dwadzieścia lat temu. Znałam ks. Jerzego Popiełuszkę i przeżyłam jego śmierć, robiłam głodówki, siedziałam w więzieniu za próbę zorganizowania strajku w pierwszych dniach stanu wojennego. Potem próbowałam wmurować na Śląsku tablicę w rocznicę masakry w "Wujku", wcześniej internowano mnie w Gołdapi. Mam za sobą pobyt w więzieniach w Tczewie i Gdańsku, w szpitalu psychiatrycznym na Rakowieckiej, potem w Katowicach, Lublińcu, Bytomiu i w szpitalu więzienia Montelupich w Krakowie. Kilka straconych lat, o których mogłabym mówić długo...".