Kibice Zawiszy kontra ratusz. Efekt to pusty stadion
08.04.2010
Przez wojnę kibiców Zawiszy z ratuszem i powołanym przez władze Bydgoszczy szefem klubu, Michałem Glińskim, miasto może stracić kilka milionów złotych. Jeśli piłkarze nie awansują, drużyny nie wykupi bowiem Zbigniew Boniek
W sobotę najważniejszy mecz zespołu Zawiszy. Przeciwnikiem jest Ruch Radzionków. To lider II ligi. Zwycięstwo jest bydgoszczanom niezbędne, ale w tym pojedynku zagrają przy pustych trybunach. Kibice zespołu ogłosili bowiem bojkot, bo protestują przeciwko 100-procentowej podwyżce cen biletów. Zdecydował o niej prezes klubu Michał Gliński. Prawie dwa tysiące ludzi stanie więc w sobotę około 18 przed bramą wejściową na stadion przy ul. Gdańskiej. Nikt z nich nie wejdzie na trybuny - takie jest postanowienie oficjalnie ogłoszone przez Stowarzyszenie Kibiców Zawiszy Bydgoszcz. Pozostaną na miejscu aż do zakończenia meczu z Ruchem Radzionków. Tak będzie wyglądał kolejny etap wojny między kibicami a miastem i szefem należącej do niej piłkarskiej spółki.
Do tej pory bilety na grającego w II lidze Zawiszę kosztowały 10 zł. Tydzień temu Gliński poinformował, że podwyższa je do 20 zł. Likwiduje także wejściówki ulgowe. Podwyżka jest słona, bo za 20 zł (a 10 zł kosztuje tam bilet ulgowy) można obejrzeć na żywo występującą w ekstraklasie, o dwa poziomy wyżej niż Zawisza, Lechię Gdańsk. Zdaniem prezesa podwyżka do końca sezonu była konieczna, by zapłacić za straty wyrządzone podczas ostatniego meczu ligowego z Unią Janikowo. Kilku zakapturzonych kibiców zdemolowało stoisko gastronomiczne Restauracji Olimpijskiej wystawione na stadionie. Przewrócono dwie ławki, zniszczono towar. Według niego wynosiły kilka tysięcy złotych. - Jako klub musimy pokryć straty. Poza tym pieniądze z biletów nie trafiają przecież do mojej kieszeni, a do kasy klubu - tłumaczy szef WKS Zawisza SA.
A w niej są obecnie tylko pieniądze z miejskiej kiesy. Ratusz przekazał już ok. 3 mln zł. Pozostało 600 tys. Prezes miał za zadanie zdobyć dodatkowych sponsorów. Nie udało się. - Od lipca do marca mamy umowy na 437 tys. zł brutto - zdradził kilka dni temu, ile sam zarobił dla spółki. Większość z tych pieniędzy to jednak i tak tylko bezgotówkowe bartery.
- Nie zamierzamy płacąc drożej za bilety dopłacać do pensji prezesa Glińskiego albo zapychać dziur w budżecie, które wynikają z jego niegospodarności. Dwadzieścia złotych za bilet dla ojca, który przychodzi na spotkanie z synami, to już niemały wydatek. Nie możemy się na coś takiego zgodzić - mówi Maciej Zawadzki, prezes SKZB.
- Na konflikcie niestety tracą sami piłkarze. Czeka nas bardzo ważny mecz z silnym rywalem. A zawodnicy nie będą mieli wsparcia widowni. Trochę mnie to dziwi, bo kibice jeszcze niedawno sami prowadzili składki na klub, a teraz nagle już nie chcą pomagać. Wierzę jednak, że mecz nie odbędzie się przy pustych trybunach. W wybranych urzędach pocztowych w Bydgoszczy, Solcu Kujawskim, Inowrocławiu i Świeciu prowadzimy już sprzedaż biletów - kontynuuje prezes.
Tego typu promocja była prowadzona już od rundy jesiennej, ale wejściówki sprzedawały się słabo. W sobotę okazać się może, że podniesienie cen biletów zamiast zysków może przynieść klubowi spore straty.
Największą będzie przegrana, bo obniża szanse awansu zespołu, a to warunek wykupienia go od miasta przez Zbigniewa Bońka i inwestorów z nim związanych. Negocjacje z ratuszem, który się chce pozbyć większości ze swych 97 procent akcji w WKS Zawisza, trwają od dawna.
- Na razie nie jest to moja sprawa, bo nie ma mnie jeszcze w Zawiszy. Ale sytuacja, w której piłkarze grają bez dopingu, nie jest najlepsza - ostrzega Boniek. Jutro odbędzie się posiedzenie rady nadzorczej piłkarskiej spółki. - Tam powinna ta sprawa zostać wyjaśniona - mówi Boniek. Być może wówczas będzie omawiana sprawa dymisji Glińskiego, której od samego początku domagają się kibice. Ich zdaniem to podstawowy warunek powrotu dobrej atmosfery na bydgoski stadion.
Źródło: Gazeta Wyborcza