Boniek deklaruje: Zawiszy pomogę bez podpisów

16.02.2010 Bydgoskiemu Zawiszy brakuje pieniędzy na dodatkowych piłkarzy gwarantujących awans do I ligi. - Jeśli dziś potrzeba 30, 40 czy 50 tysięcy złotych na domknięcie jednego czy dwóch transferów, to klubowi można pomóc bez żadnych podpisów pod umową - deklaruje Zbigniew Boniek
Były sławny piłkarz prowadzi rozmowy z ratuszem w sprawie odkupienia większości akcji w spółce WKS Zawisza SA. Obecnie właścicielem 97 proc. udziałów jest miasto. Boniek lub grupa inwestorów z nim związanych chcieliby odkupić 87 proc. akcji. Na taki ruch zgadzają się wszyscy, a przede wszystkim obaj obecni akcjonariusze: ratusz i Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza. Boniek przesłał już projekt porozumienia. Transakcja zostałaby ostatecznie sfinalizowana w czerwcu, po awansie piłkarzy do I ligi. To jest bowiem warunek konieczny do wejścia Bońka w Zawiszę.

Aby awans był jak najpewniejszy, potrzeba pieniędzy na kolejne transfery piłkarzy. Boniek zadeklarował "Gazecie", że w razie potrzeby dołoży brakującą kwotę. - Nawet bez żadnych podpisów pod umową - stwierdził.

Nowy właściciel wprowadzi także nowego prezesa. Nie pozostanie nim dotychczasowy szef Michał Gliński.

- Ja pana Glińskiego nie znam i dlatego nie będę się na jego temat wypowiadał - mówi Boniek.

Przyszły właściciel WKS Zawisza zaprzeczył informacjom, że nowym szefem klubu byłby jego przyjaciel z Łodzi Władysław Puchalski, były prezes Widzewa.

- Nie wiem, skąd pojawiają się takie plotki. Zawisza jest klubem bydgoskim i w tym mieście są osoby, które mogłyby poprowadzić spółkę. Prawdą jest, że pan Puchalski jest moim przyjacielem, ale to nie on będzie prezesem. Sprowadzanie kogoś z zewnątrz byłoby bez sensu. Mam już kandydata - powiedział Boniek.



Rozmowa ze Zbigniewem Bońkiem



Waldemar Wojtkowiak: W Zawiszy nie ukrywają, że liczą na szybkie podpisanie porozumienia z nowym właścicielem, chociażby po to, by uzyskać pieniądze na kolejne transfery.

Zbigniew Boniek: Myślę, że Zawisza nie ma dużych potrzeb transferowych. Klub potrzebuje dwóch, trzech zawodników, którzy poważnie wzmocnią drużynę.

Ale na to w klubie pieniędzy nie ma.

- Ja już to nawet mówiłem publicznie, że jeśli dziś potrzeba 30, 40 czy 50 tys. zł na domknięcie jednego czy dwóch transferów, to Zawiszy można pomóc bez żadnych podpisów.

Czy to pan wskaże prezesa?

- Porozumienie, które otrzymali i bydgoski ratusz i SP Zawisza, przewiduje, że po podpisaniu dokumentów mam pięć dni na wskazanie osoby, która miałaby poprowadzić spółkę. Oczywiście zatwierdzić musiałaby go rada nadzorcza.

Ma pan już kandydata?

- Pewnie, że mam.

Kto nim jest?

- Póki co nie będę podawał żadnego nazwiska. I tak już dość domysłów i plotek powstaje wokół całej tej sprawy. Wszyscy np. ciągle mówią i piszą o jakichś inwestorach. Umówmy się jednak, że klub to jest bardziej kaprys niż inwestycja. Nie znam w Polsce nikogo, kto mógłby na tym zarobić. Jeśli już to robią to zawodnicy, trenerzy, ale nie właściciele. I ten stan długo jeszcze potrwa. Jeśli w ogóle mówimy o inwestycjach, to raczej w promocję miasta. Bydgoszcz jest znana w świecie właśnie dzięki sportowi. Ludzie po codziennej pracy mają prawo do rozrywki, z którą się identyfikują, którą żyją. Tak jest wszędzie.

Dotychczasowy prezes Michał Gliński ma szanse na pozostanie?

- Ja pana Glińskiego nie znam i dlatego nie będę się na jego temat wypowiadał.

Czyli on pańskim kandydatem nie jest.

- To pan powiedział, chociaż wydaje mi się to logiczne.

Kiedy zapadną więc konkretne decyzje?

- To absolutnie nie zależy ode mnie. Ja już trzy tygodnie temu byłem gotowy do podpisania porozumienia, które już otrzymali akcjonariusze spółki. To porozumienie nie jest niczym innym, jak ustaleniem tego, co już dawno sobie powiedzieliśmy.

Wszyscy zgodzili się na pana warunki?

- Porozumienie, które wysłałem, było już uzgodnione i wynegocjowane. Jednak jak do tej pory nie dostałem żadnej odpowiedzi.

Sądzi pan, że nastąpi to przed rozpoczęciem rundy wiosennej?

- Trudno powiedzieć. Ja nie lubię plotek, domysłów. Czytam jednak w prasie, że doszło do spotkania władz miasta z działaczami Stowarzyszenia Piłkarskiego Zawisza. Podobno rozmawiali o mojej propozycji. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale trochę mnie to dziwi, bo obaj akcjonariusze już siedem dni wcześniej zapoznali się z ofertą, jaką przedstawiłem. Sądzę zatem, że rozmowy dotyczyły czegoś innego.

Ma pan kontakt z ratuszem?

- Tak rozmawiam z panem Maciejem Grześkowiakiem. Nie ukrywam, że podoba mi się, że miasto tak inwestuje w sport. Jednak ratusz może powołać spółkę i wskazać jej tory do działania, ale na dłużą metę nie może ten stan trwać. Miasto zrobiło coś wielkiego, ale nie powinno ciągle wydawać publicznych pieniędzy na sport. O piłce rozmawialiśmy od dawna. Ja powiedziałem, że mogę to przejąć albo znaleźć kogoś, za kogo będę mógł ręczyć. Ale żeby to zrobić, to najpierw musimy podpisać porozumienie. I na to właśnie czekam.

Co stoi na przeszkodzie?

- Nie wiem, być może są jakieś sprawy. Ja już wcześniej mówiłem, że jeśli przyjdę do Bydgoszczy, to nie będę robił piłki na niezgodzie, jaka teraz panuje. Nie jest tajemnicą, że miasto ze Stowarzyszeniem Piłkarskim Zawisza nie żyją w wielkiej przyjaźni. Jednak dokładnie przeczytałem statut spółki i tam jest jasno napisane, że choć SP ma niecałe trzy proc. akcji, to odpowiada na sprawy sportowe. Nie można więc omijać Stowarzyszenia. Dlatego ważne są obie strony.

Jeśli teraz podpisane zostanie porozumienie to i tak przejąłby pan spółkę dopiero latem. A co stanie się, jeśli drużyna nie awansuje do I ligi?

- To każdy będzie miał możliwość powiedzieć, że wychodzi, bo II liga go nie interesuje. Tylko oczywiście straciłby to, co już do tej pory by zainwestował. Zresztą nie ma co rozpatrywać takiego scenariusza. Zawisza ma wielkie szanse na awans i wierzę, że je wykorzysta.

Rozmawiał Waldemar Wojtkowiak

Źródło: Gazeta Wyborcza