Artykuł "Piłka nożna wbrew kibicom" z TMK
08.02.2006
Miesiąc temu było o fuzji, lub jak kto woli, transferze właściciela z Amiki do Lecha, dzisiaj temat wraca ponownie, bo kolejny przypadek, to juz prawdziwa patologia. Mowa oczywiście o głośnym na całą Polskę połączeniu bydgoskiego Zawiszy z Kujawiakiem Włocławek. Ze wszystkich fuzji, które miały miejsce w naszym piłkarskim bagnie, przypadek Bydgoszczy jest bez wątpienia wyjątkowy. Oto chce się powołać twór, dla uciechy wąskiej grupy ludzi, którym wydaje się, że pieniądze i układy mogą przestawić góry. Dużo bardziej liczne jest grono przeciwników, które reprezentują głównie kibice obu klubów. Jednym grozi utrata biednej bo biednej, ale własnej i wypracowanej własnymi siłami, tożsamości, drudzy za chwile mogą stracić swój zespół, kto wie, czy nie na zawsze. Miesiąc temu i wstecz, początkom ligowych fuzji towarzyszyła zupełnie inna atmosfera. Jak dziś pamiętam pierwszą telewizyjną relację z Tychów, gdzie wylądował Sokół Pniewy. Realizator uchwycił maszerujących na stadion kibiców GKS. Na pierwszym planie jeden z nich biegł z rękoma uniesionymi w górę, a jego wyraz twarzy wyrażał bezgraniczne szczęście. Wyśniona pierwsza liga była prawdziwym darem niebios...
Z nieco większą rezerwą podeszli do prezentu w postaci miejsca w ekstraklasie kibice Lechii, ale i w Gdańsku stadion przy ulicy Traugutta wypełnił się tysiącami widzów, zupełnie jak za starych, dobrych czasów. W obu przypadkach skończyło się na bolesnym upadku. Bolało tak bardzo, że do dzisiaj w obu miastach słowo "fuzja", kojarzy się ze wszystkim co najgorsze. Również kolejne przypadki łączenia się klubów kończyły się przykro. Ale co ciekawe, mimo złych doświadczeń, naśladowców nigdy nie brakowało. Kolejnym z nich jest pan Krasicki z Hydrobudowy, któremu najwyraźniej znudził się kameralny stadion Kujawiaka i chętnie usiadłby w loży honorowej dużo większego i co tu ukrywać, dużo ładniejszego obiektu Zawiszy. Z jednej strony to nic zdrożnego. Żyjemy w wolnym kraju, co oznacza że nie ma przymusu inwestowania w określone przedsięwzięcie. Hydrobudowa ma pełne prawo do zwinięcia żagli we Włocławku i rzucania kotwicy w innym mieście. W końcu ślubu z Kujawiakiem nie brała na całe życie, a takie sytuacje, choć rzadkie, to jednak się zdarzają w czym więc tkwi problem? Otóż pan Krasicki przez ostatnie półtora roku mógł oglądać na "swoich" włościach takie zespoły jak Widzew, ŁKS Łódź, Zagłębie Sosnowiec, Arkę Gdynia, Ruch Chorzów. Chociaż blask tych klubów nieco przyblakł, to zdobyte przez nie trofea wciąż działają na wyobraźnie. W końcu nie każdy może grać z uczestnikiem Ligi Mistrzów, mistrzem Polski czy zdobywcą pucharu.
Przenosząc tylko i wyłącznie pieniądze do Bydgoszczy, trzeba by się z tym wszystkim na jakiś czas pożegnać, bo piłkarze Zawiszy biegają póki co na czwartoligowych boiskach, a żeby zobaczyć jakie klimaty panują w tej klasie rozgrywkowej, prezes Krasicki nie musi ruszać się z Włocławka, bo razem z zespołem z Bydgoszczy w tej samej lidze występuje Włocłavia. Jedyny sposób, żeby zjeść ciastko i mieć ciastko, to przeniesienie całego zespołu, razem z miejscem w lidze. I ten scenariusz jest właśnie realizowany, oczywiście kosztem Kujawiaka. Przyznam szczerze, że o kibicach tego zespołu nie słyszałem aż do czasów awansu do II ligi. Z samego Włocławka miałem pojęcie jedynie o kibicach Włocłavii, którym dobrą cenzurę wystawił Łódzki KS. W warunkach, gdzie istnieje silny i dobrze zorganizowany lokalny rywal, szanse na zaistnienie ruchu kibicowskiego na większą skalę są małe, a czasami jest to wręcz nie możliwe. Niemniej jednak na stadionie Kujawiaka istniał, skromny bo skromny młyn, a regularnie kibice tego klubu pojawiali się też na obcych stadionach. Słowem, na pewno nie można powiedzieć, że ktoś próbuje coś zniszczyć, co i tak nie miało racji bytu. Gdy pojawiły się pierwsze pogłoski o możliwej fuzji, fani Kujawiaka próbowali walczyć z opornym zarządem, tyle że z mizernym skutkiem. Postulaty fanów popierały w całej rozciągłości władze Włocławka, które nie chciały tracić II ligi. Próby negocjacji od samego początku traciły grę pozorów, bo hydrobudowa chciała za wszelką cenę wyrwać się do Bydgoszczy. Być może na wyobraźnie podziałał przykład Wronek, który był czytelnym sygnałem, że wielka piłka ucieka z małych miast. W tej sytuacji miasto nad Brdą jawiło się jako ziemia obiecana, gdzie będzie można zbudować klub na miarę ekstraklasy. Ale wówczas do gry wkroczyli kibice Zawiszy, którzy jasno postawili sprawę: Jeżeli Hydrobudowa chce mieć klub w Bydgoszczy, niech wesprze zespół w IV lidze i tam buduje silna drużynę. Problem w tym, że prezesa Krasickiego takie rozwiązanie zupełnie nie interesowało. On chciał mieć przynajmniej II ligę tu i teraz,a o żądnych kompromisach nie chciał słyszeć. Na takie dictum fani "Zetki" zapowiedzieli, że z nowym tworem nie chcą mieć nic do czynienie. Jeżeli ktoś myślał, że całe to zamieszanie jest przedstawieniem cyrkowym, to był w wielkim błędzie. Cyrk się dopiero zaczynał. Przeciwko kibicom ciężkie armaty wytoczyła prawdziwa koalicja-od działaczy przez prasę, a na władzach miast kończąc. Zacznijmy od tych ostatnich. W Bydgoszczy mamy do czynienia z ciekawym paradoksem.
W Bydgoszczy jest ładny i w miarę nowoczesny jak na polskie warunki stadion, a nie ma silnego zespołu. W związku z mizerią sportową, trybuny bydgoskiego obiektu świecą pustką, bo czwartoligowe mecze oglądają tylko najwięksi fanatycy Zawiszy. Dzieki inwestycji Hydrobudowy byłaby szansa, żeby ten stan rzeczy zmienić. Miraże wyrwania się z finansowej przepaści mamiły klubowych działaczy, ze słynnym tyczkarzem Sebastianem Chmarą na czele. Po latach dziadowania, nowy właściciel mógłby wyprowadzić klub na prostą. I przede wszystkim spłacić niemałe jak na IV ligowe długi. Jednak nikt z władz miasta i klubu, dziś ubierających się w szatki zbawców Zawiszy, nie potrafi przekonująco odpowiedzieć na pytanie, czy przez ostatnie lata zrobili naprawdę wszystko, aby poprawić byt sportowej wizytówki Bydgoszczy? Czy kibice dziś przedstawieni jako grabarze (sic!) bydgoskiej piłki, nie mają racji, mówiąc, że władze zawsze były mocne tylko w gębie, dlatego najlepiej wypadły na konferencjach i wywiadach? O odpowiedni publice relation dbają dziennikarze sportowi, którzy schowali głęboko do kieszeni rzetelność dzienikarską, bo wredni szalikowcy chcą im zabrać obiecaną zabawkę. Ta obiecana zabawka to oczywiście wyższy status w środowisku. W prawdziwą histerię wpadła "Gazeta Wyborcza", która toczy prawdziwą krucjatę przeciwko kibicom. Dziennikarze, którym najwyraźniej opatrzyły się stadiony w Janikowie, czy Rypinie, byli już myślami w lożach prasowych w Łodzi, Chorzowie, czy w Gdańsku. Nie każdy musi mieć klasę Andrzeja Persona, który nazwał rzecz po imieniu, ale nawet w tym zawodzie warto zachować chociaż już nie trzeba stawiać PZPN-owi, bo równie dobrze można wymagać cnotliwości od aktorki filmów porno. Jednak komentarz Michała Listkiewicza na temat fuzji Kujawiaka i Zawiszy powalił na kolana chyba najbardziej zagorzałych zwolenników. Otóż pan prezes z entuzjazmem odniósł się do pomysłu gry w Zawiszy w II lidze kosztem Kujawiaka, mieszając przy tym z błotem postawę kibiców, którzy tu cytat: "zabijają swój własny klub". Przy okazji dowiedzieliśmy się, że fani którzy zasiadają we władzach klubów, to prawdziwa patologia, ale "na szczęście te czasy już się skończyły". Dzieki komu, można się tylko domyślać. Bezkompromisowe poparcie dla idei kupna miejsca w lidze, jest chyba większym skandalem, niż podział biletów na Mistrzostwa Świata. Idea sportu już dawno została wypaczona przez farmakologię i komercję, jednak nadal jest zachowana jego istotę, polegająca na bezpośredniej rywalizacji zawodników na bieżni, w hali, czy też na stadionie. Dlatego wciąż istnieje ten magiczny pierwiastek niepewności, kiedy biedniejszy może pokonać bogatego, a mniejszy odnieść zwycięstwo nad większym. Inaczej zamiast sportowców, mogliby występować księgowi, a wygrani byliby wyłaniani na podstawie porównania stanu kont. Tymczasem Listkiewicz mówi jakby wprost: "Drodzy kibice, dlaczego tak strasznie upieracie się przy sportowej drodze awnsu, skoro chce ktoś go dla was kupić?! I to już od ręki, na żywą gotówkę!
Dlaczego jesteście tak niewdzięczni, że chcecie zniszczyć tak znakomity pomysł?". Ciekawe, gdzie byłby dziś Zawisza, gdyby nie grono tych kibiców, którym zarzuca się warcholstwo? Gdzie byłaby gdańska Lechia, Katowicki GKS, Cracovia i inne kluby, które stanęły na nogi tylko i wyłącznie dzięki uporowi kibiców, którzy wzięli na swoje barki ciężar współdecydowania o klubie? Jeżeli to faktycznie była patologia, to ja chcę takiej patologii w całej Polsce. A abstrahując od treści wypowiedzi, to śmiech na sali, żeby o moralności w sporcie wypowiadał się przedstawiciel organizacji, której członkowie są stałymi gośćmi prokuratury, z ciężkimi zarzutami o korupcję. Równie "mądry" okazał się Dariusz Pasieka były piłkarz bydgoskiego klubu, który pamięta czasy, gdy Zawisza grał jeszcze w I lidze. Zawodnik bardzo by chciał, aby ekstraklasa znów wróciła do bydgoszczy, a kibicowską opozycją radzi się nie przejmować, bo "piłka nożna w Bydgoszczy bez tych 200 kibiców może żyć". Znamienne, że wszystkie wypowiedzi, począwszy od tych z ratusza, a skończywszy na piłkarzu Pasiece, brzmią tak samo: "zbudujemy wielki klub w Bydgoszczy". Jednak w tych wszystkich wypowiedziach brakuje dopełnienia, bez którego to zdanie brzmi fałszywie. Gdyby ci wszyscy ludzie mieli odwagę spojrzeć prawdzie w oczy, to musieliby powiedzieć: "zbudujemy wielki klub w Bydgoszczy, na trupie Kujawiaka Włocławek". Żerowanie na cudzym nieszczęściu kiedyś w końcu odbije się rykoszetem, nawet jeżeli ofiara nie wzbudza niczyjej litości. Wiedzą już o tym w Gdańsku, wiedzą o tym w Tychach. W Bydgoszczy kibice nie chcieli być mądrzy po szkodzie i wyciągnęli wnioski. Nie pierwszy to i pewnie nie ostatni przypadek, kiedy uczciwość i wierność zasadom, jest nagradzane ostracyzmem i brudnymi oskarżeniami. Mam jednak nadzieje, że wbrew przeciwnościom kibicom Zawiszy nie zabraknie determinacji. Trzymajcie się. Nie jesteście sami.
Autor: L.