Dlaczego piłkarska spółka śmierdzi
22.06.2009
Najtrudniejszy próg w powołaniu spółki miasta i Stowarzyszenia Piłkarskiego Zawisza staje przed nią dziś. Kibice - członkowie walnego zgromadzenia SP będą głosować nad wejściem w ten projekt. Muszą przełamać dwie bariery: brak zaufania do ratusza i chęci na oddanie władzy w swym klubie.
- Ja nigdy się nie sprzedam taniej ladacznicy, bo mi da powąchać ekstraklasę, byłem tam i śmierdzi równie jak w niższych ligach, nie ma dla mnie osobiście to znaczenia. Ja nie wierzę tym panom, proste - pisze kibic o nicku rentgen na forum www.zawiszafans.com. Ten głos najlepiej oddaje poziom nieufności, jaki do władz Bydgoszczy mają najbardziej zagorzali fani Zawiszy.
Dziś po południu kilkudziesięciu mających prawo uczestnictwa w walnym zgromadzeniu Stowarzyszenia Piłkarskiego będzie głosować, czy warto utworzyć spółkę z miastem. Jeśli się sprzeciwią, projekt upadnie. W przypadku zgody, jeszcze w tym tygodniu przegłosują uchwałę radni i otworzy się droga do jej konstruowania. Opinię "rentgena" podziela wielu z kilkuset tych najbardziej zagorzałych kibiców. Ich wrogość powstawała przez ostatnie lata, kiedy SP przejęła piłkarską drużynę od WKS, gdy futbol w IV lidze był na marginesie zainteresowania ratusza m.in. z powodu chuligaństwa zbyt częstego na trybunach podczas meczów Zawiszy. Wrogość scementowała się, kiedy do Bydgoszczy przeniesiono z Włocławka Kujawiaka/Hydrobudowę i miasto poparło utworzonego wówczas konkurencyjnego, Zawiszę SA. To miał być pomysł na szybką odbudowę futbolu, a przerwała go afera korupcyjna, w której Kujawiak był zamoczony po same uszy. Kibice potraktowali go jak zdradę. Rok temu wybuchł, wywołany niepotrzebnie przez miasto, spór o nazwę stadionu, który zakończył się sądowymi procesami kibiców, którzy wywieszali obrażajace Konstantego Dombrowicza i Macieja Grześkowiaka transparenty. Ostatni akt budowania bariery nieufności miał miejsce kilka dni temu, kiedy w dniu podpisywania przez Dombrowicza zgody na powstanie spółki, okazało się, że podział miejsc w jej zarządzie nie będzie równy i miasto chce wyegzekwować swą ogromną większość (97 proc. udziałów).
Kolejny z internautów z forum zawiszafans.com pyta więc: "Czy twór, który nazywamy spółką z miastem, ma powstać za wszelką cenę? (...) Moim skromnym zdaniem jest to działanie mające na celu odsunięcie od władzy w Stowarzyszeniu ludzi, którzy w fatalnych czasach borykali się z ogromnymi problemami, by Zawisza mógł po prostu istnieć".
Krok do przełamania nieufności zrobił na szczęście ratusz. W zarządzie będzie po jednym człowieku SP i miasta (ratusz zachowa przewagę w radzie nadzorczej). - Jest to projekt, który z czystym sumieniem mogę przedstawić w poniedziałek członkom walnego zgromadzenia - mówił prezes SP Bogdan Pultyn. Kibice chcą jednak więcej - fotela prezesa nowej spółki właśnie dla Pultyna, człowieka, któremu ufają. Wydali nawet specjalne oświadczenie w tej sprawie. Pultyn, właściciciel sieci księgarni, kieruje SP Zawisza od 2 lat. Wspierał klub prywatnymi pieniędzmi. Zapowiedział, że nie chce dalej być prezesem.
Miasto ma za to kłopot, bo samo nie przedstawiło jeszcze oficjalnie kandydata na szefa. Są tylko przecieki o ewentualnym zatrudnieniu Piotra Burlikowskiego lub Dariusza Pasieki. To akurat dwie dobre kandydatury, związane z Zawiszą i pewnie do zaakceptowania przez członków SP. Czy by się zgodzili - trudno powiedzieć. Chodzi też o pieniądze, bo nowa spółka podlegałaby przepisom tzw. ustawy kominowej. Prezes nie mógłby zarabiać więcej niż ok. 12 tys. złotych. Dużo, bo to w końcu tylko klub z II ligi, ale już w przypadku Pasieki, który mieszka i pracuje jako trener w Niemczech, pensja poniżej 3 tys. euro to wcale nie taki rarytas.
Przykłady miejskich spółek z Polonią i Delektą pokazują jednak, że miasto (także większościowy udziałowiec w obu) stawia na ludzi z tych klubów: Leszka Tillingera i Piotra Sieńko. Jeśli w przypadku Zawiszy będzie inaczej, to też będzie znaczyć wiele o nieufności z obu stron naszego piłkarskiego interesu.
Źródło: Gazeta Wyborcza