ANDRZEJ PERSON | KONIEC SPORTU. Zet jak Zorro
25.01.2006
Pamiętają go wszystkie pokolenia, bo bohaterski Meksykanin co kilka lat wraca na ekrany. Człowiek w masce zabierał bogatym i dawał biednym. W Bydgoszczy jest też Z, ale nie jak Zorro, tylko jak bohater z Garbowa, czyli Zawisza. Jego wielkie imię nosi klub, którego perypetie piłkarskie opisuje prasa, już nie tylko lokalna. Pewnie dlatego nie udał się głośny transfer sponsora wraz z drugoligowym miejscem Kujawiaka do czwartoligowego Zawiszy. Przynajmniej na razie nie udało się odebrać biednym i dać... równie biednym. Na przeszkodzie stanęli kibice. Tak jak bohaterowie Grzesiuka, oni też wyznają zasadę - boso, ale w ostrogach. Nie chcieli sztucznego przeszczepu.
A przecież to nie było wcale tak dawno (na początku lat dziewięćdziesiątych) gdy trzeba było uśmiechać się do trenera Władka Stachurskiego, żeby znaleźć miejsce wśród 40, a może nawet 50 tysięcy kibiców na meczach drużyny z lierką "z". Wcześniej były czasy Bońka i jeszcze wcześniej Jana Pieszki. Niewielu pamięta, ale wielu jest dumnych. Bo Zawisza to solidna tradycja. Chyba dlatego w Bydgoszczy marzą o tamtych czasach. Tak mocno, że niektórzy chcieliby już od jutra oglądać wielką piłkę; inni wybrali drogę honorową.
Sposób na skróty z IV ligi do drugiej opisywałem już wielokrotnie. Chyba (przynajmniej do lata - jak twierdzą wtajemniczeni) transport koszulek i piłek z Włocławka do Bydgoszczy został zatrzymany. Honorowi kibice znad Brdy nie chcieli zaakceptować wątpliwego awansu. Teraz cierpią. Suchej nitki nie zostawia na nich lokalna prasa, której - też trudno się dziwić - bardziej odpowiadało opisywanie ligowych meczów, a nie prowincjonalnych. "Czy pomoże nam chociaż prezydent miasta, który wspiera speedrowery, kajak-polo i podobne sporty, ale nam nie pomaga od dziesięciu lat?" - pytają rozżaleni kibice.
W najbliższych dniach miasto podzieli 2,5 miliona złotych przenaczonych na sport z zeszłorocznego budżetu. Wtedy dowiemy się, co warte jest przywiązanie do barw klubowych, choćby czwartoligowych.