Krzywicki: Konkurencja jest spora
12.03.2009
- Nie uważam się za gwiazdę. Ale przez te cztery lata nieobecności w Zawiszy wiele się zmieniło w moim życiu - mówi Marcin Krzywicki, nowy napastnik Zawiszy, najskuteczniejszy w zimowych sparingach
Waldemar Wojtkowiak: W 2005 roku odchodził pan z Zawiszy jako mało znany zawodnik. Po czterech latach wrócił pan jako znany już piłkarz. Sporo się wydarzyło przez ten czas.
Marcin Krzywicki: Przede wszystkim to nie uważam się za żadną gwiazdę. Ale rzeczywiście, przez te cztery lata wiele się zmieniło w moim życiu. Z Zawiszy odszedłem do Serocka, a później do Koronowa. Z tego klubu wypłynąłem do młodzieżowej reprezentacji Polski i to był bardzo ważny moment w mojej karierze, bo zostałem zauważony przez inne kluby.
Takie właśnie jak ekstraklasowa Cracovia Kraków?
- Nie tylko. Byłem też na testach w Zagłębiu Lubin, ale rzeczywiście wylądowałem w końcu w Krakowie. To był dla mnie spory awans. Trener Stefan Majewski widział mnie w składzie i udało mi się zadebiutować w ekstraklasie.
Nie tylko trener Majewski się panem interesował. Leo Beenhakker też chciał pana sprawdzić w reprezentacji.
- To w ogóle była niesamowita sprawa. Dowiedziałem się o tym jeszcze przed debiutem w lidze. Niestety na przeszkodzie stanęła kontuzja. Miałem naderwany mięsień biodrowo-lędźwiowy. Bardzo chciałem pojechać na kadrę, ale nie było sensu ryzykować. Tym bardziej że trzy razy za szybko wracałem na boisko i zawsze kiepsko się to kończyło.
Jak doszło do tego, że trener reprezentacji Polski powołał piłkarza, którego nie znał?
- Podejrzewam, że polecił mnie trener Andrzej Zamilski. Pracowałem z nim w kadrze młodzieżowej. Później pan Zamilski został jednym z asystentów Leo Beenhakkera i pewnie powiedział mu, że warto mnie sprawdzić. Może swój udział miał w tym też trener Rafał Ulatowski, który widział mnie podczas testów w Lubinie.
Kadry jednak nie było, a wkrótce też skończyła się liga. Jak to się stało, że nagle usiadł pan na ławce?
- Trener Majewski na mnie stawiał, ale gdy zastąpił go Artur Płatek, to okazało się, że on ma inną koncepcję składu. Zacząłem siadać na ławce, a czasami w ogóle nie było mnie w kadrze meczowej. Ciężko pracowałem na treningach, ale szans za dużo nie dostałem.
Ale sprawa pańskich występów w Cracovii nie jest zamknięta?
- Jestem tylko wypożyczony do Bydgoszczy na rundę wiosenną. Latem wrócę pod Wawel i znowu będę chciał powalczyć o miejsce w składzie i grać w ekstraklasie.
Miejsca w ataku Zawiszy może być pan chyba pewien?
- W sparingach szło mi nawet nieźle, bo strzeliłem kilka bramek, ale nic nie jest jeszcze przesądzone. W ataku jest spora konkurencja. Krzysztof Szal, Piotr Bajera czy młody Kuba Bojas to dobrzy piłkarze i nie wiadomo, na kogo postawi trener Tworek.
Dlaczego trafił pan do Bydgoszczy? Przecież chętnych do wypożyczenia Marcina Krzywickiego nie brakowało.
- Bo Zawisza był najbardziej zdeterminowany. Plusem było to, że przecież stąd pochodzę. Wiem, że interesowały się mną I-ligowe GKP Gorzów, Dolcan Ząbki i Stal Stalowa Wola. Tyle że tamci działacze jednego dnia mnie chcieli, a drugiego już nie. I tak wkoło.
Źródło: Gazeta Wyborcza