Ważny mecz, jeszcze ważniejsze zwycięstwo
09.10.2008
Zawodnicy Zawiszy Bydgoszcz nie zawiedli i zgodnie z oczekiwaniami pokonali w środę Lechię Zielona Góra 4:2 (3:1). Rywale niebiesko-czarnych przespali zwłaszcza pierwsze 20 minut, gdy byli mało efektownym tłem dla dobrze spisujących się bydgoszczan. "Rywale stłamsili nas, a mój młody zespół był zbyt sparaliżowany, żeby skutecznie odpowiedzieć." - komentował po meczu trener lechistów Jarosław Miś. Efektem tego były, między innymi, dwie bramki Piotra Bajery.
W spotkaniu z Lechią trener gospodarzy wrócił do ustawienia z dwójką napastników, które miało być receptą na szybkie otwarcie wyniku spotkania. Jeszcze kilkadziesiąt minut przed meczem wydawało się, że w szeregach rywali będzie straszył Michał Kojder. Młodemu napastnikowi (8 bramek w tym sezonie) odnowiła się na rozgrzewce kontuzja nogi i na placu gry nie pojawił się nawet na minutę. "Brakowało nam go. To bardzo dynamiczny chłopak, bazujący na dobrym dryblingu, Ma olbrzymie serce do walki." - charakteryzował swojego podopiecznego szkoleniowiec zielonogórskiego klubu.
Bajera razy dwa
Brak 18-latka wpłynął znacząco na poczynania ofensywne Lechiii, szczególnie w początkowych fragmentach meczu. W pierwszych 20 minutach goście nie potrafili stworzyć sobie jakiejkolwiek sytuacji do zagrożenia bramce Macieja Kowalskiego. Sztuka ta udała się z kolei - dwukrotnie - zawiszanom. W 11 minucie Szymon Maziarz dośrodkował piłkę z rzutu rożnego, a spod opieki defensorów urwał się Piotr Bajera i główką z sześciu metrów wyprowadził Zawiszę na prowadzenie. Zmysł snajperski nie zawiódł doświadczonego gracza również dziewięć minut później, gdy strzałem z trzech metrów wykończył akcję Krzysztofa Szala na prawym skrzydle. "Nieważne ile, nieważne kto strzela. Najistotniejsze jest zwycięstwo zespołu." - skromnie podkreślił 31-letni zawodnik. W 30 minucie miał nawet szansę na hat-trick, ale w sytuacji sam na sam z Łukaszem Twardowskim musiał uznać jego wyższość.
Lechia bardzo długo nie mogła dostroić się poziomem gry do miejscowych. Chaotyczne i nieskładne akcje, brak spójnej koncepcji gry sprawiał, że pierwszy poważny strzał lechiści oddali w 38 minucie. Trafili jednak idealnie, ponieważ na dużej szybkości wymienili kilka krótkich podań, a sytuacji nie zmarnował Mirosław Topolski, strzelając bramkę kontaktową. "Jestem pod wrażeniem gry po ziemi tego zespołu." - komplementował przeciwników Piotr Tworek. Słowa pochwały mógł skierować również pod adresem swojego zawodnika. Był nim konkretnie Maziarz, który w doliczonym czasie gry pierwszej połowy idealnie wykonał rzut wolny z odległości blisko 25 metrów. Trzecia bramka zapewniała piłkarzom z Bydgoszczy dość spokojną przerwę.
Bramka z rzutu wolnego Szymona Maziarza (nr 14) była jedną z ozdób środowego meczu Zawisza - Lechia.
O takiej nie mogło być mowy w szatni gości. "Padło z moich ust kilka ostrych słów, które miały pobudzić zawodników. W pierwszej części graliśmy fatalnie i popełnialiśmy rażące pomyłki." - przyznał Jarosław Miś. Jego słowa podziałały - zielonogórzanie żwawiej poruszali się na boisku, a w dodatku zaczęli wykorzystywać narastające zmęczenie niektórych graczy z grodu nad Brdą. W 69 minucie na indywidualny rajd w polu karnym Zawiszy zdecydował się Michał Maślenik. Żaden z obrońców niebiesko-czarnych nie zatrzymał szarżującego przeciwnika, a ten strzałem z prawej strony z ośmiu metrów zmienił rezultat na 3:2.
Zawiszanie z każdą minutą słabli coraz bardziej. Lechia osiągnęła optyczną przewagę i w końcówce meczu wypracowała sobie kilka interesujących pozycji strzeleckich. Zastępujący Kojdera na szpicy Adrian Jeremicz dwukrotnie bliski był pokonania bramkarza gospodarzy. W 80 minucie zdecydował się na uderzenie z 25 metrów, ale piłka minęła światło bramki strzeżonej przez Kowalskiego. 34-letni bramkarz nie był w środę najpewniejszym punktem bydgoskiej ekipy, ale w 82 minucie wykazał się kunsztem wysokiej klasy. Najpierw zdołał sparować w bok silny strzał z lewej strony Jeremicza, a po chwili wyłapał groźną dobitkę Maślenika.
Zmysł Kanika
Zawisza w decydujących fragmentach konfrontacji zdecydował się bronić wyniku. W 90 minucie trener Tworek zdecydował się na pokerową zagrywkę. Dał szansę ligowego debiutu Radosławowi Kanikowi (młodszy brat występującego w Victorii Koronowo Pawła). Głównym zadaniem nastolatka miało być opóźnianie gry klubowi z Zielonej Góry. Przy okazji udało mu się strzelić bramkę! Wykorzystał bowiem fatalny kiks obrońcy Lechii i pognał z piłką w kierunku bramki Twardowskiego. W ostatniej fazie akcji trącił piłkę butem i umieścił ją w siatce obok interweniującego bramkarza przyjezdnych.
Okazałe zwycięstwo 4:2 nad Lechią poprawi nastroje przed niedzielnymi derby z Unią Janikowo (zremisowała 1:1 z Czarnymi Żagań). "Dla nas najważniejsze są trzy punkty. Nie patrzymy na ten mecz przez pryzmat straconych bramek. Na pewno będziemy je jednak analizowali." - mówi P.Tworek. Jego vis a vis również ma materiał do wnikliwej analizy. Wszak jego podopieczni wracają do Zielonej Góry z bagażem czterech goli. "Wychodzi nie tylko nasz brak doświadczania, ale również niewielki kontakt z silniejszymi rywalami." - wyjaśnia trener Miś. W odmienny sposób opisał z kolei zespół z miasta nad Brdą. "Widać inną kulturę piłkarską i dobre przygotowanie kondycyjne. Doświadczeni gracze to u nas towar deficytowy." - kończy szkoleniowiec lechistów.
Źródło: Sportowabydgoszcz.pl