Zawisza ciągle bez zdobyczy punktowej na wyjeździe
01.09.2008
Trzy mecze na wyjeździe i zero punktów - taki jest dorobek zawodników Zawiszy Bydgoszcz w tym sezonie.
* Opinia trenera
Piotr Tworek - Zawisza
- To był bardzo słaby mecz w naszym wykonaniu. Nie mogliśmy skonstruować żadnej akcji i nic nam nie wychodziło. Zawiodły nasze dwie linie - defensywa i pomoc - dlatego napastnicy byli praktycznie odcięci od podań. Na wyjazdach nie potrafimy zagrać tak jak u siebie. To jest problem mentalny, dlatego jest taki, a nie inny obraz naszej gry.
W sobotę niebiesko-czarni okazali się gorsi od Rakowa Częstochowa.
Zawisza na własnym boisku i ten w gościnie u rywala - to dwa różne zespoły.
Bydgoszczanie na wyjazdach nie prezentują nawet połowy tych umiejętności, co na własnym stadionie. Zawodnicy starają się, walczą, ale zawsze są o tempo wolniejsi od rywala. Pierwsze niepowodzenie podcina im przysłowiowe skrzydła; brakuje im polotu. Grają zbyt indywidualnie, holując piłkę i wdając się w niepotrzebne dryblingi, co z reguły kończy się utratą piłki.
Przebudzenie Bajery
Po stracie gola, o czym poniżej, zawiszanom udało się doprowadzić do remisu. Szymon Maziarz wrzucił piłkę z rzutu wolnego. Głową trącił ją Marcin Łukaszewski. Krzysztof Pyskaty interweniował niepewnie, odbijając futbolówkę na słupek. Do odbitej piłki dopadł Piotr Bajera i strzałem z 3 metrów zdobył bramkę. - Bardzo długo czekałem na tego gola - przyznał napastnik "Zetki''. - Bardzo mi była ta bramka potrzebna. Mam nadzieję, że teraz będę trafiał już regularnie. Szkoda tylko, że znowu przegraliśmy - dodał. W końcówce meczu Bajera jeszcze raz mógł doprowadzić do remisu, ale główkował niecelnie. - Brakowało może z pół metra, ale miałem trudną sytuację, bo obrońca "wisiał'' mi na plecach - tłumaczył atakujący Zawiszy.
Przyjezdni jeszcze dobrze nie skończyli się cieszyć ze zdobyczy, a już ponownie przegrywali. W kolejnych minutach szybko i bez pardonu grający częstochowianie mogli jeszcze podwyższyć wynik, ale uderzenia Piotra Bańskiego i Mateusza Zachary były minimalnie niecelne.
W końcówce pierwszej połowy goście mieli dwie okazje. Jednak Piotr Mastalerz w obu przypadkach uchronił swój zespół od straty gola. W pierwszym uprzedził Bajerę, a za drugim razem zablokował uderzenie Krzysztofa Szala. Zresztą formacja kierowana przez stopera grała bardzo pewnie.
A. Kozłowski wprowadzony po przerwie strzelał dwa razy, ale został zablokowany, a dobitka minęła bramkę. Potem przez wiele minut nie działo się nic ciekawego. Gra była prowadzona w wolnym tempie, z reguły w środku pola. Jedyne godne odnotowania były parady Macieja Kowalskiego po uderzeniach z dystansu Mateusza Bukowca.
Dopiero sama końcówka przyniosła emocje. Bydgoski bramkarz wychodził obronną ręką w pojedynkach sam na sam z Glińskim, Zachariaszem, Mateuszem Rogalskim i Dominikiem Witczykiem.
NAJŁADNIEJSZA AKCJA: Strata pierwszego gola przez zawiszan przy ich ewidentnym udziale. Tomasz Foszmańczyk dośrodkował z prawej strony. Grzegorz Skowroński próbował głową przez siebie przerzucić piłkę, ale uczynił to tak niefortunnie, że popisał się asystą do Bartosza Glińskiego. Pomocnik Rakowa huknął bez namysłu w samo okienko bramki strzeżonej przez Kowalskiego.
KLUCZOWY MOMENT: Niedługo po doprowadzeniu do remisu, bydgoszczanie w dziecinny sposób stracili drugiego gola i to kompletnie ich rozbiło. Potem ich akcje były sporadyczne, a jedyne zagrożenie bramki Rakowa było po nielicznych strzałach.
BOHATER: Po takim meczu trudno kogokolwiek wyróżniać. Chyba tylko bramkarza, który uchronił zespół przed jeszcze wyższą porażką.
Przed derbowym meczem z Elaną Toruń bydgoski szkoleniowiec ma nad czym myśleć. Jedyna pociechą jest fakt, że Zawisza zagra u siebie.
Źródło: Gazeta Pomorska