Zakaz protestowania
24.07.2008
Prezydent chce zamknąć usta protestującym. Wykorzystuje do tego nawet atak na transparenty - pokojowe przecież formy manifestacji poglądów. Zrozumiałbym, gdyby kibice walcząc o nazwę stadionu Zawiszy, zachowywali się w sposób urągający zasadom życia publicznego. Wyrazili jednak swój sprzeciw spektakularnie, ale łagodnie.
Udowodnili wręcz, że nie można ich nazywać chuliganami czy terrorystami. Co prawda na ich miejscu nie wykorzystywałbym otwarcia tak prestiżowej dla Bydgoszczy imprezy do załatwiania wewnętrznej sprawy, ale mówienie w tym przypadku o przestępstwie to gruba przesada. Tym bardziej, gdy chodzi o wywieszenie niewinnego transparentu z napisem "Stadion Miejski Zawisza" podczas sesji rady miasta.
Czy Konstanty Dombrowicz przyjął na stałe taki styl rozmowy ze sprzeciwiającymi się prezydenckim wizjom? Na sali sesyjnej za jego kadencji byliśmy już świadkami protestów grup niezadowolonych bydgoszczan - wzywanie na odsiecz policji i prokuratury to sposób na dialog? Może rodzice i nauczyciele stający w obronie likwidowanych szkół powinni być wdzięczni opatrzności, że prezydent wcześniej nie wpadł na pomysł nękania ich w podobny sposób?
A poza tym uważam, że zarówno policji, jak i prokuratury nie powinno zajmować się bzdurami. To zbyt poważne instytucje. Jeśli prezydent życzy sobie, aby w mieście zapanowała powszechna szczęśliwość i zadowolenie niczym na stronach "Kuriera Ratuszowego", niech przed podjęciem decyzji wsłuchuje się w głos ludzi, żeby potem nie słuchać ich gwizdów.
Jacek Glugla
Źródło: Gazeta Wyborcza