Pierwszy mecz finału Pucharu Polski bez bramek
29.05.2008
Sprawiedliwym remisem zakończył się pierwszy mecz finału Pucharu Polski na szczeblu okręgu.
W obu zespołach pojawiło się wielu zmienników, co wpłynęło na obraz gry.
Mecz nie wzbudził wielkich emocji. Pewnie dlatego, że jego stawka jest znacznie niższa od rozgrywek ligowych, które właśnie wchodzą w decydująca fazę. Trenerzy nie chcieli ryzykować poważniejszych urazów swoich graczy, dlatego w bój wypuścili dotychczasowych zmienników.
Piotr Tworek, trener Zawiszy, mając w perspektywie arcyważny mecz ligowy z Legią Chełmża, desygnował wczoraj do gry drugi garnitur swojej kadry. Na boisku pojawiło się kilku juniorów, ale też i doświadczonych graczy, jak Maciej Śmiglewski (pożegnalny mecz) i Krzysztof Krawczyk. Nic dziwnego, że początkowo sporo było niedokładności. A że również rywale nie forsowali tempa, pierwsza połowa nie przyniosła wielu wrażeń. Sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo. Dopiero w samej końcówce groźniej zaatakowali goście. Bliski szczęścia był Krzywicki, ale piłka minimalnie minęła poprzeczkę.
Po zmianie stron obraz gry nieco się zmienił. Na boisku zrobiło się nieco ciekawiej, a gra była żywsza. Obie strony mogły też przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Brakowało jednak dokładności, zimnej krwi i łutu szczęścia. Pierwszy na bramkę strzelał Roger Babiarz. W odpowiedzi zaatakował Jakub Kujawka, ale sytuację wybronił Artur Gejewski. Kilka minut później przed szansą stanął Mariusz Barlik, lecz przestrzelił. Victoria szybko wyprowadziła kontrę i na listę strzelców mógł wpisać się Podolski. Sytuacje więc były, ale wynik nie uległ zmianie. Znacznie ciekawiej powinno być w rewanżu, bo tam już musi dojść do rozstrzygnięcia. Jeśli nie w regulaminowym czasie gry, to w rzutach karnych. Drugie spotkanie odbędzie się 10 czerwca w Koronowie.
promocja
Rozmowa Pomorskiej z MACIEJEM ŚMIGLEWSKIM, kapitanem Zawiszy
- W spotkaniu z Victorią po raz ostatni założyłeś koszulkę z "zetką” na piersi. Żal?
- Pewnie, że żal. Dla mnie gra w tym klubie zawsze była sporym wyróżnieniem, a już bycie kapitanem to spory zaszczyt. Kiedyś podawałem piłki, gdy na boisku biegali Kot, Durda i ich koledzy, i to za ich najlepszych lat. Później miałem możliwość występować z nimi na boisku. Wszystko, niestety, się kiedyś kończy. Myślę, że pozostawiłem po sobie niezłe wrażenie.
- Jesteś zadowolony z przebiegu swojej piłkarskiej przygody?
- Myślę, że nie mam czego żałować, choć nigdy nie dane mi było wystąpić w ekstraklasie. Nie wiem czy byłem za słaby, czy po prostu nie sprzyjał mi los. Choćby wtedy, gdy wycofano zespół z drugiej ligi. Widać tak musiało być.
- Teraz odsuniesz się od piłki?
- Mam swoją pracę zawodową i będę się jej poświęcał. Pozostanę jednak przy moim klubie. Kiedy tylko mogę trenuję z zespołem. Jeśli Zawisza w jakikolwiek sposób będzie mnie potrzebował, jestem do dyspozycji.
(ROZMAWIAŁ PAWEŁ KOWALSKI)
Źródło: Gazetapomorska.pl