Zawiszy podróż do przeszłości
16.05.2008
W piłkarską środę zawodnicy czwartoligowego Zawiszy oglądali w Solcu Kujawskim dinozaury i skorzystali z basenu. To tylko chwila rozluźnienia przed czekającym zespół bardzo trudnym ligowym finiszem.
„Express” skorzystał z zaproszenia i towarzyszył piłkarzom przez całe środowe popołudnie, choć z początku mieliśmy niemałe obawy... Na powierzchni 13. hektarów zadomowiła się bowiem przeszła setka szczerzących kły dinozaurów i mamutów. Wszystkie - od triceratopsów po najdłuższego, mierzącego 50 metrów sejsmozaura - wyglądały bardzo groźnie. Przed drużyną Zawiszy stanęły jednak jak wryte. Ale to akurat ekipa, przed którą w tym roku wszyscy czują respekt...
Już na poważnie, piłkarze Zawiszy o zaginionym świecie powoli mogą zapomnieć i skupić się na walce o wejście do nowej drugiej ligi, do której mają tak blisko i tak daleko.
Reklama
Wyprawa do podbydgoskiej miejscowości była jedynie przerywnikiem w wyczerpujących, codziennych treningach i meczach o punkty, których trud jest przez niektórych zawodników pomału odczuwany. A przecież przed drużyną Piotra Tworka w... najlepszym wypadku jeszcze dziewięć (!) spotkań o wysoką stawkę - pięć ligowych, dwa pucharowe i ewentualnie dwa barażowe.
- Wyjście na basen, to dla nas też forma treningu - mówi Tworek. - Ostro harujemy na co dzień, stąd pomysł wyjazdu do pobliskiego Solca. Nie mógł się tylko z nami zabrać kontuzjowany Mariusz Barlik, którego występy do końca sezonu stoją pod dużym znakiem zapytania.
Piłkarze bardzo poważnie podchodzą do zajęć, ale kiedy można, to i pożartują, i powygłupiają się we własnym gronie. A już prawdziwym wodzirejem bydgoskiej ekipy jest Ryszard Ługowski, od lat szkolący naszych bramkarzy. Piłkarskie anegdoty pana Rysia mogą rozbawić każdego.
W Solcu było zatem groźnie i zabawnie. Bo piłkarze też czasem muszą odreagować i zapomnieć o ciążącej na nich presji.
W lidze jeszcze sporo może się wydarzyć. Ale jedno jest pewne: atmosfera w zespole jest budująca. Czego najlepszym przykładem były wspólne spacery dwóch konkurujących ze sobą bramkarzy - Artura Gajewskiego i właściciela 12. tatuaży Macieja Kowalskiego. A wiele wesołości wprowadzili do drużyny gracze rodem z Burkina Faso, Dah i Loliga, który - jak się okazało - był już wcześniej w JuraParku dwukrotnie i 2-kilometrową ścieżkę poznał na pamięć.
Źródło: Express.bydgoski.pl