Wróci do Bydgoszczy?

04.04.2008 Beenhakker ufa "Łobo”
Jeszcze niedawno w cieniu Jakuba Błaszczykowskiego, uważanego swego czasu za jednego z pupilków Leo Beenhakkera.


- Z Wisłą powalczę o mistrzowski tytuł. (Fot. Wisła Kraków)

Teraz wydaje się być pewniakiem na EURO 2008. Wojciech Łobodziński jest, ostatnio, na ustach piłkarskiej Polski.

Pierwsze miesiące 2008 roku były bardzo udane dla popularnego "Łobo”. Nic więc dziwnego, że o wychowanku Zawiszy zrobiło się głośno. Najpierw fantastyczne spotkania z Finladią i Czechami podczas zgrupowania reprezentacji na Cyprze, potem wiadomość o transferze do Wisły Kraków.

Bydgoszczanin mówił "Pomorskiej”, że wkracza w nowy etap swojego życia. - Podpisując kontrakt w Wisłą zrobiłem kolejny znaczący krok w swojej karierze. Mam nadzieję, że dobrze wkomponuję się w zespół i dobrą grą w drużynie "Białej Gwiazdy” zapracuję na kolejne powołania do kadry.

Nie boi się wyzwań
Gra Wojtka w drużynie narodowej nie zawsze budziła podziw zarówno ekspertów, jak i samych kibiców. Błyskotliwy skrzydłowy wciąż był uważny za numer 2 wśród prawych pomocników. Selekcjoner udowadnił, że absolutnie nie boi się stawiać na rodowitego bydgoszczanina. - Uważam, że swoją grą w wielu meczach przekonałem Leo Beenhakkera do siebie. Myślę, że selekcjoner ufa mi już. Nie spodziewałem się, że dostanę szansę w bardzo dla nas ważnym meczu eliminacji do ME z Belgią; a jednak - mówi z zadowoleniem Łobodziński.

Podczas lutowego zgrupowania reprezentacji na Cyprze Wojciech Łobodziński, po raz kolejny, pokazał, że drzemie w nim potencjał na miarę reprezentacji Polski. Po dobrym występie w meczu z Finlandią i bramce z Czechami stał się pewniakiem do 23-osobowej kadry, którą Beenhakker zabierze do Austrii i Szwajcarii. - Wiem, że wiele osób już widzi mnie na stadionach EURO. A ja uważam, że nikt nie może być jeszcze pewny wyjazdu na mistrzostwa - mówi skromnie "Łobo”. - Oczywiście, wyjazd byłby spełnieniem najskrytszych marzeń i ukoronowaniem wielu lat ciężkiej pracy na boisku. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować ten cel. Wierzę też, że te mistrzostwa będą dla mnie wyjątkowe. Na razie jednak staram się o tym nie myśleć. Skupiam się na meczach ligowych, bo od mojej w nich dyspozycji dużo będzie zależeć - dodaje.

Lubin już nie dla mnie
Gdy Łobodziński spokojnie trenował z kadrą na Cyprze, jego menedżer negocjował warunki indywidualnego kontraktu w Wiśle Kraków. Z rozstaniem z Zagłębiem Lubin kłopotów być nie mogło. Klub spod Wawelu zdecydował się bowiem wyłożyć 400 tys. euro, a taką kwotę odstępnego zapisaną miał w kontrakcie wychowanek bydgoskiego Zawiszy.

Bydgoszczanin w Zagłębiu występował od sezonu 2003/04, a w tym czasie świetną grą zapracował na miano jednego z najlepszych zawodników, którzy grali na chwałę "Miedziowych”. Sam zawodnik okres spędzony w Lubinie wspomina bardzo dobrze. - Spędziłem tutaj naprawdę wspaniałe 5 lat. Zdobyłem mistrzowski tytuł, superpuchar i dwukrotnie grałem w finale. To niezapomniane przeżycia.

Tym większe było więc zdziwienie kibiców, gdy usłyszeli o transferze do Wisły. Wojtek wielokrotnie podkreślał na łamach prasy, że jeżeli opuści Lubin, to jego następnym pracodawcą będzie klub zagraniczny. - Tak mówiłem, lecz teraz patrzę na to trochę inaczej. Wpływ na taką decyzję miała dobra gra w reprezentacji. Uświadomiłem sobie, że można grać w Polsce i być regularnie powoływanym do reprezentacji.

Z wyspy Afrodyty, gdzie odbywało się lutowe zgrupowanie drużyny narodowej, do Lubina wrócił więc tylko na chwilę. Odwiedził żonę i 2-letnią córeczkę Zuzannę, by kilkanaście godzin później pomknąć pod Wawel. - Życie piłkarza jest ciężkie - śmieje się. - Na Cyprze bardzo tęskniłem za moimi dziewczynami, po powrocie widziałem je tylko kilka godzin. Ach... Kiedy ja nadrobię te zaległości? Chyba dopiero na emeryturze (śmiech). - dodaje bydgoszczanin.

Kolejnym celem jest dla niego zdobycie mistrzostwa Polski z drużyną "Białej Gwiazdy”. - Zawsze walczę o jeden cel - o mistrzostwo. Wisła ma dużą przewagę nad resztą drużyn i myślę, że wywalczy ten tytuł.

Wróci do Bydgoszczy?
Wojciech Łobodziński jest rodowitym bydgoszczaninem. Pierwsze piłkarskie kroki stawiał w bydgoskim Zawiszy, a jego trenerem był wówczas Stanisław Mątewski. Na pytanie czy w przyszłości wróci do Zawiszy, odpowiada. - Jestem bardzo związany z Bydgoszczą, w końcu to moje rodzinne miasto. W tej chwili nie potrafię powiedzieć, co będzie za kilka lat, chciałbym powrócić w rodzinne strony i znowu ubrać trykot z "zetką” na piersi. To takie moje kolejne marzenie. Myślę, że uda mi się je zrealizować.

Źródło: Gazetapomorska.pl