Olimpia - Zawisza. To było widowisko!

31.03.2008 Ponad 4 tys. widzów, na trybunach prezydenci miast, przedstawiciele związku i inni oficjele, a na boisku mecz stojący na dobrym poziomie.


Piłkarze nie oszczędzali się. O piłkę walczy Jacek Kalinowski i Piotr Bajera. (Fot. paweł skraba)
PRZECZYTAJ WIĘCEJ
Jedynka z dnia 26 marca 2008 roku
31-03-2008
* Zaobacz zdjęcia
Olimpia - Zawisza

Takiego widowiska w IV lidze nie było już dawno.

OLIMPIA - ZAWISZA
2:2 (0:1)

Bramki: Brzykcy (72), Gnegne (78) - A. Kozłowski (7), Łukaszewski (83) Sędziował: Marcin Liana (Żnin). Widzów: 4 tys. OLIMPIA: Osiecki - Brzykcy, Wszołek (ż), Kalinowski (ż), Roszkowski - Dreszler - ż (61. Kucenko) - Koczur, Zarembski, Kobus, Delengowski (52. Piceluk) - Gnegne (87. Budziński). ZAWISZA: Gajewski - Brzeziński - ż (55. Ettinger), Tomczak, Łukaszewski, Krawczyński - Szczepan (55. Loliga), Sobolewski, Maziarz, A. Kozłowski (75. Babiarz) - Dah (65. Barlik), Bajera.
Obie drużyny dobrze rozpoczęły rundę wiosenną, awansowały do 1/2 Pucharu Polski i odniosły łatwe zwycięstwa na inaugurację rundy wiosennej. Dały tym samym jasny sygnał, że ich celem jest pierwsze miejsce w tabeli na koniec sezonu. Mecz zapowiadał się więc bardzo atrakcyjnie.

Cios Zawiszy
- Przed meczem remis wzięlibyśmy w ciemno - przyznał Marcin Wszołek, defensor Olimpii.

Plan był prosty - jak najszybciej strzelić bramkę. Gospodarze mecz rozpoczęli ze sporym animuszem. Już w pierwszych minutach stworzyli sytuację, po której powinni objąć prowadzenie. W potwornym zamieszaniu na bramkę strzelali Zbigniew Kobus i Maciej Delengowski, piłkę jednak blokowali defensorzy, aż wreszcie stała się łupem Artura Gajewskiego.

Niewykorzystana sytuacja szybko zemściła się. Kilka minut później było już bowiem 0:1, a kontrę zawiszan wykończył Arkadiusz Kozłowski, który przytomnie przelobował Daniela Osieckiego. Po tym ciosie Olimpia już się w pierwszej połowie nie podniosła. Co innego goście, którzy opanowali sytuację na placu gry, od czasu do czasu stwarzając kolejne groźne okazje do podwyższenia prowadzenia. Na bramkę strzelali m.in. Bajera i Dah. Wynik nie uległ jednak zmianie.

Po zmianie stron mecz nabrał jeszcze rumieńców. - W szatni uspokajałem swoich zawodników, przekonywałem, żeby zagrali na większym luzie - przyznał trener Gralak, który dokonał kilku roszad w składzie.

Choć to Zawisza pierwszy stworzył groźną sytuację (Kozłowski obok bramki), 2. połowa należała do gospodarzy.

Kapitan uratował
- Popełniliśmy błąd - przyznał Piotr Tworek, trener Zawiszy. - Chcieliśmy za wszelką cenę utrzymać jednobramkowe prowadzenie. To się zemściło.

Ciężar gry przeniósł się na połowę gości. Kolejne akcje sunęły na bramkę Gajewskiego. Zarembski próbował z rzutu wolnego, flankami przedzierali się Kucenko i Gnegne. Bramka wisiała w powietrzu. Udało się w 72. min, kiedy po dośrodkowaniu z rzutu rożnego najwyżej wyskoczył Marcin Brzykcy. Goście jeszcze nie ochłonęli, a już musieli drugi raz wyjmować piłkę z siatki. Ponownie zagrywał Kucenko, a piłkę do siatki wpakował Gnegne.

W ciągu pięciu minut sytuacja na boisku zupełnie się zmieniła. Teraz to bydgoszczanie musieli odrabiać straty. Punkt uratował Marcin Łukaszewski, który celną główką pokonał Osieckiego.

- Patrząc na przebieg meczu możemy być zadowoleni z remisu, z drugiej jednak strony czujemy spory niedosyt - przekonywał Łukaszewski.

Podobnie jak jesienią zespoły sprawiedliwie podzieliły się punktami. Być może odpowiedź na to kto jest lepszy da konfrontacja w Pucharze Polski.

Źródło: Gazetapomorska.pl