Remisy na szczycie IV ligi
30.03.2008
W Grudziądzu dobre widowisko stworzyli piłkarze Olimpii i Zawiszy oraz 4,5 tysiąca kibiców na trybunach. Gospodarze przeważali na boisku, ale to goście powinni wywalczyć trzy punkty
Stałoby się tak, gdyby jeszcze przed przerwą najpierw Arkadiusz Kozłowski potrafił trafić do pustej bramki, a później Piotr Bajera nie przegrałby pojedynku sam na sam z bramkarzem Olimpii.
- Nie potrafię tego wyjaśnić. Przecież Arek już nikogo przed sobą nie miał. Gdyby trafił, byłoby po meczu - denerwował się trener Zawiszy Piotr Tworek.
Jego podopieczni rozpoczęli bardzo ospale. Gdyby nie dobra postawa Artura Gajewskiego i obrońców to gospodarze zdobyliby pierwszą bramkę. Wystarczyło jednak osiem minut, by ostudzić zapał miejscowych. Podanie od Piotra Bajery idealnie wykorzystał Arkadiusz Kozłowski i było 0:1.
To całkowicie wybiło z rytmu piłkarzy Olimpii, którzy w pierwszej połowie nie potrafili już się otrząsnąć z szoku.
- Widziałem co się dzieje. Stracona bramka podcięła nam skrzydła. W szatni jednak poważnie porozmawialiśmy i powiedziałem chłopakom, że nie mamy nic do stracenia. Trzeba grać i wygrać - mówił Mariusz Gralak, szkoleniowiec Olimpii.
Jego piłkarze od pierwszego gwizdka drugiej części wzięli się do odrabiania strat. Tymczasem goście zamiast atakować skupili się przede wszystkim na obronie niskiego prowadzenia. I ta taktyka zemściła się na nich w 72 minucie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłkę w siatce Zawiszy umieścił Marcin Brzykcy. Bydgoszczanie jeszcze nie zdążyli podnieść się po stracie prowadzenia, a spadł już na nich kolejny cios. Tym razem idealne podanie wprowadzonego na boisko po przerwie Igora Kucenki wykorzystał Asmane Gnegne. Grudziądzka część widowni oszalała ze szczęścia, bo pomimo prowadzenia to gospodarze nadal atakowali. Do końca spotkania popełnili już tylko jeden błąd, ale kosztował on ich utratę dwóch punktów. Na osiem minut przed końcem do z rzutu wolnego dośrodkowywał Szymon Maziarz. Miejscowi defensorzy całkowicie zaspali i pozwolili aż trzech graczom z Bydgoszczy wyskoczyć do piłki. Najlepiej zrobił to Marcin Łukaszewski, który ustalił wynik spotkania.
- Nie zastanawiałem się wiele. Obserwowałem lot piłki, wyskoczyłem i wpadło. Pomimo wszystko uważam, że to my powinniśmy wygrać ten mecz. Szkoda straconych punktów, ale przecież przed nami jeszcze wiele spotkań i jestem pewien, że to my awansujemy - mówił strzelec ostatniego gola.
Sam mecz, a przede wszystkim jego oprawa znacznie przerastały to, co można na co dzień oglądać na boiskach IV ligi. Ładny stadion w Grudziądzu już dawno nie pamiętał takich tłumów na trybunach, na których zasiadło 4,5 tysiąca fanów, wśród których byli prezydenci Bydgoszczy Konstanty Dombrowicz i Grudziądza Robert Malinowski. Jedną z prostych w całości zajęli sympatycy Zawiszy głośnym dopingiem wspierający swój zespół.
- To naprawdę fajna sprawa grać przy takiej publiczności. Przez cały mecz czuliśmy doping naszych kibiców - dodał Łukaszewski.
Lider tabeli, bydgoski Chemik/Budstol stracił szansę na powiększenie przewagi nad ścigającymi go zespołami Olimpii i Zawiszy, bo tylko zremisował z Mienią Lipno. Ten remis uratował w ostatniej minucie meczu, ale piłkarze Piotra Gruszki stracili w pierwszej połowie szansę na rozstrzygnięcie spotkania. W 18 min zdobyli prowadzenie. Po rzucie wolnym wykonanym przez Mateusza Michaliszyna piłka trafiła do Karola Bilskiego, który zagrał wzdłuż bramki i Mateusz Kordowski strzelił z 4 metrów bez kłopotu do siatki. Po 10 minutach powinno być 2:0. Dariusz Wolski kopnął z 5 metrów, ale nad poprzeczką. Ta zmarnowana okazja się zemściła. W 41 min Wolski w niegroźnej sytuacji faulował w polu karnym i Maciej Serafin wykorzystał jedenastkę.
Potem Chemik/Budstol stracił drugą bramkę a wyrównał dopiero w 90 min Dawid Jasiński.
Zremisowała też Gwiazda. - Jechaliśmy do Włocławiak po 3 punkty, bo liczyłem na remisy w czołówce i możliwość zbliżenia do czołówki. Szkoda, że się nie udało - mówi trener Gwiazdy Maciej Karabasz.
Źródło: Gazeta Wyborcza