Zabójczy początek Zawiszy
24.03.2008
Bardzo dobrze wiosnę zainaugurowali piłkarze IV-ligowego Zawiszy. Grając bez kilku podstawowych zawodników, bydgoszczanie bez problemu ograli Włocłavię i zmniejszyli dystans do liderującego tabeli Chemika
Trener Piotr Tworek i działacze Zawiszy nie mieli przed spotkaniem najlepszych humorów. Już wcześniej wiadomo było, że z powodu kontuzji w sobotę na boisku zabraknie Marcina Kozłowskiego i Szymona Maziarza. Jakby tego było mało, to z powodu grypy nie mogli też zagrać najskuteczniejszy w sparingach Valentin Dah i podstawowy rozgrywający Abraham Loliga. Bydgoski szkoleniowiec musiał dokonać kilku roszad w wyjściowym składzie, w którym dość niespodziewanie znaleźli się Tomasz Szczepan i Adam Wiśniewski. Obaj dostali szansę i obaj w pełni ją wykorzystali, a Szczepan był jednym z głównych bohaterów pojedynku.
Zanim jednak kibice mogli cieszyć się z goli swoich pupili spotkał ich zimny prysznic. Po błędzie obrońców gospodarzy do siatki Zawiszy dość niespodziewanie trafił Tomasz Szablewski. Jak się potem okazało, była to jedyna okazja gości, którzy do Bydgoszczy przyjechali przede wszystkim nie przegrać. Zadanie okazało się jednak niemożliwe do realizacji, bo stracony gol tylko podrażnił gospodarzy. Już siedem minut później piękne podanie od Szczepana otrzymał Arkadiusz Kozłowski i nie dał szans bramkarzowi z Włocławka. To był początek dobrej passy naszego zespołu. Chwilę potem na polu karnym uwolnił się Mariusz Barlik, którego dośrodkowanie po raz drugi na bramkę zamienił Kozłowski.
Bydgoszczanie nie zamierzali jednak zwalniać. Kolejna akcja i kolejne bardzo dobre podanie Szczepana, który tym razem zauważył wybiegającego Piotra Bajerę. Napastnik Zawiszy, będąc sam na sam z bramkarzem, nie miał najmniejszych problemów z podwyższeniem prowadzenia. Ostatecznie gości dobił ten, który do tej pory tylko podawał, a więc Tomasz Szczepan, pięknym technicznym strzałem pokonując po czwarty bezradnego Ireneusza Szylberta.
- Od samego początku wiedziałem, że w tym chłopaku drzemią ogromne możliwości. Dzisiaj to potwierdził - mówił w przerwie uradowany szkoleniowiec Zawiszy.
Szczęśliwi piłkarze po ostatnim golu zaprezentowali kołyskę dla kierownika drużyny Piotra Rembowieckiego, któremu przed kilkoma dniami urodziła się córka.
Po przerwie mecz nie był już tak ciekawy. Bydgoszczanie, wysoko prowadząc, nie forsowali specjalnego tempa, choć powinni zdobyć jeszcze przynajmniej dwie bramki. Załamani goście nie wierzyli już w możliwość odrobienia strat. W dodatku ostatnie dwadzieścia minut toczyło się w fatalnych warunkach pogodowych przy padającym deszczu i gradzie. Śliska murawa powodowała, że gra się zaostrzyła. Doszło do tego, że obie drużyny kończyły spotkanie osłabione. Najpierw drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartę ujrzał Mariusz Sobolewski z Zawiszy, a w ostatniej minucie siły się wyrównały, gdy do szatni musiał zejść jeden z graczy Włocłavi.
Źródło: Gazeta Wyborcza