Moja druga szansa
05.03.2008
Rozmowa z Tomaszem Szczepanem, piłkarzem Zawiszy Bydgoszcz.
- Miałeś zaledwie 15 lat, kiedy wyjechałeś z Bydgoszczy. Dlaczego tak wcześnie?
- Wbrew takim opiniom nie uważam, żeby było to za wcześnie. Byłem już reprezentantem Polski juniorów, wyjechałem do Amiki Wronki, która słynęła z dobrej pracy z młodzieżą. Nie jechałem w ciemno, rysowała się przede mną ciekawa szansa.
- Ale chyba niewykorzystana? Przez tyle lat pobytu w Amice w pierwszej lidze zagrałeś tylko raz i to przez minutę.
- Nie ma sensu zastanawiać się, dlaczego tak się stało. Nie chcę się usprawiedliwiać. Być może główną przyczyną były kontuzje, być może trudny charakter? Jestem osobą, która mówi to, co myśli, a wielu ludziom to się nie podoba. Powodów było więc kilka, łącznie ze słabymi ocenami w szkole, co w drużynach juniorskich Amiki miało spore znacznie.
- Nie był to więc stracony czas?
- Absolutnie nie. Była to bardzo dobra szkoła futbolu, w której wiele się nauczyłem. Już po dwóch latach miałem możliwość treningów z pierwszą drużyną, prowadzoną wtedy przez trenera Stefana Majewskiego. Dla mnie była to niepowtarzalna szansa nauki.
- Pamiętasz tę minutę gry w ekstraklasie?
- Zupełnie nie pamiętam tego meczu. Zdaje się, że było to z Bełchatowem. Przeżycie na pewno wielkie, choć tylko epizod.
- Później już takiej okazji nie dostałeś.
- Na mojej pozycji w Amice była spora konkurencja, a przyznam, że w tym klubie często faworyzowano niektórych piłkarzy wcale nie lepszych od konkurentów. Być może nie prezentowałem się najlepiej na treningach, ale z drugiej strony łapałem się do kadry meczowej. Na boisko już jednak nie wybiegłem.
- Nie chciałeś zmienić otoczenia?
- Nie miałem takiej możliwości, choć kilka klubów zapraszało mnie na testy. W tajemnicy przed działaczami Amiki, jeszcze jako junior, pojechałem na sprawdzian do włoskiego Udinese. Później pisano jeszcze o Sportingu Lizbona. Nic jednak z tego nie wyszło i zostałem w Amice.
- Zamiast rozwijać się niewiele brakowało, żebyś przez poważną kontuzję w wieku 22 lat zawiesił buty na kołku.
- Przyznaję, że wtedy się poddałem. Może tak nie powinieniem robić, ale nie widziałem już dla siebie miejsca w futbolu. Tym bardziej, że nie miałem możliwości specjalistycznej opieki medycznej. Sporadycznie brałem udział w różnych zabiegach, ale nie wierzyłem już w powrót na boisko. Przez rok nie kopnąłem piłki. Nie obowiązywała mnie już umowa z Amicą, która połączyła się z Lechem Poznań. Stałem się więc wolnym zawodnikiem. O futbolu już powoli zacząłem zapominać.
- Wróciłeś zatem do Bydgoszczy.
- Tu dostałem szansę. Nie było mowy o grze w lidze. Cięgnęło mnie jednak na boisko. Trener Tworek mi zaufał i po kilku miesiącach podpisałem umowę na pół roku.
- To dla ciebie druga piłkarska szansa?
- Tak to traktuję, czuję się coraz lepiej, może jeszcze nie jestem w stanie grać przez pełne 90 minut, ale liczę na to, że z czasem forma i siły z czasem wrócą, a w tym zespole jest na to szansa. Pracuję solidnie i staram się spokojnie patrzeć w przyszłość. Mam dopiero 23 lata i chyba aż taki stary, jak na piłkarza nie jestem.
Dla "Pomorskiej“ Piotr Tworek, trener Zawiszy
- To ciekawy zawodnik, który ma "ciąg“ na bramkę, dynamikę. Niestety, zbyt często zdarza mu się w prosty sposób tracić piłki. Potrzebuje ogrania, aby nabrać pewności siebie. W kolejnych sparingach dostanie szansę gry w większym wymiarze czasu. Nie mam jeszcze w głowie wyjściowej jedenastki na mecze ligowe, każdy może wywalczyć sobie miejsce. Tomek może występować jako boczny pomocnik lub rozgrywający, ale w obu przypadkach czeka go trudna rywalizacja. Jestem jednak dobrej myśli i wierzę, że z czasem odbuduje się.
Źródło: Gazeta Pomorska