Andrzeju, bądź zawsze z nami...

06.01.2008 Już po raz siódmy (a po raz szósty w "Łuczniczce") rozegrano turniej upamiętniający wybitnego bramkarza i legendę bydgoskiego Zawiszy - ANDRZEJA BROŃCZYKA. Tradycyjnie, nie zabrakło znanych osobistości świata sportu, biznesu oraz polityki. Nie zabrakło również sportowej walki, której nadrzędnym celem było upamiętnienie zmarłego przed siedmioma laty znakomitego Zawodnika niebiesko-czarnych...

Z turniejowej rywalizacji zwycięsko wyszli gospodarze - Zawisza Bydgoszcz - którzy we wczorajszych zawodach ani razu nie zaznali goryczy porażki. W grupie pokonali 1:0 Polonię Luksemburg, 4:0 Groclin Grodzisk Wielkopolski, a także zremisowali bezbramkowo z Jagiellonią Białystok. W ćwierćfinale zawiszanie zdeklasowali Anwil Włocławek 6:0, a w półfinale po rzutach karnych odprawili z kwitkiem ŁKS Łódź. W regulaminowym czasie gry padł remis 1:1. W rzutach karnych lepszy okazał się Zawisza, wygrywając 2:1. Ojcem sukcesu okazał się Robert Matuszewski, który obronił decydującą o wejściu do finału "jedenastkę". Obecny szkoleniowiec Unii Solec Kujawski został zasłużenie wybrany najlepszym bramkarzem turnieju.

W drugim półfinale naprzeciwko siebie ekipy Interu Warszawa oraz Odry Wrocław. W barwach ekipy ze stolicy Dolnego Śląska zagrał między innymi Radosław Jasiński, który w sezonie 1995/1996 reprezentował barwy Zawiszy. Także w tym przypadku o awansie do wielkiego finału musiały zadecydować rzuty karne (po 15 minutach walki był remis 2:2). W nich lepsi okazali się wrocławianie, wygrywając 3:2.

W oczekiwaniu na mecze, które zadecydują o końcowej klasyfikacji na podium, rozegrano tradycyjne spotkanie pomiędzy Gwiazdami Sportu oraz lokalnymi VIP-ami. W barwach tych pierwszych zaprezentowali się między innymi: byli reprezentanci Polski Dariusz Dziekanowski, Andrzej Juskowiak oraz Paweł Kryszałowicz oraz znakomity przed laty gimnastyk Andrzej Szajna. Pan Andrzej po jednej z akcji udowodnił, że nadal posiada nietuzinkowe umiejętności, bez problemu wykonując stanie na głowie.

Mecz toczył się przy dźwiękach zremiksowanego hitu ery disco "We are family" grupy Sister Sledge. I choć wszyscy w trakcie imprezy tworzyli jedną rodzinę, aby wspomnieć Andrzeja Brończyka, to na placu gry nie było mowy o sentymentach. Gwiazdy Sportu bardzo szybko zabrały się za budowanie przewagi, a celował w tym zwłaszcza Dziekanowski, który popisał się kilkoma efektownymi sztuczkami technicznymi. Po bramkach byłego gracza Legii i Celticu, a także Andrzeja Szajny Gwiazdy Sportu prowadziły 2:0. Po pierwszej połowie ich przewaga jeszcze wzrosła i wynosiła pięć bramek (9:4).

W drugiej części gry Gwiazdy nie odpuszczały, strzelając kolejne bramki. Mimo że mecz trwał 2 razy po 20 minut, to ostatnia bramka, której strzelenie odnotowano było trafienie byłego gracza Zawiszy Janusza Turowskiego z 35 minuty. Na tablicy widniał wówczas rezultat 15:7. Nie oznacza to jednak, że kolejne gole nie padły...Wręcz przeciwnie - było ich przynajmniej kilka, ale nikt nie potrafił kontrolować, kto i kiedy je zdobywał. Powód? Ostatnie 200 sekund to gra dwiema piłkami (sic!) w pełnych, kilkunastoosobowych składach. Po końcowej syrenie na tablicy świetlnej pojawił się rezultat 16:12, ale to, jakim wynikiem naprawdę zakończył się tej pojedynek, zostanie tajemnicą zawodów...

Po emocjach z przymrużeniem oka, przyszedł czas na walkę o najwyższe laury w turnieju. W meczu o miejsce na najniższym stopniu podium Inter Warszawa okazał się lepszy od ŁKS-u, triumfując 3:1.

W finale Zawisza zmierzył się z Odrą. Po sześciu minutach batalii gospodarze prowadzili po bramkach Dariuszów - Gliniewicza oraz Durdy - prowadzili 2:0. Kontaktową bramkę zdobył jednak Jasiński, a Zawisza do końca pierwszej 10-minutowej połowy został zepchnięty do defensywy. W drugiej odsłonie Zawisza zdołał podwyższyć rezultat na 3:1. Dobrego nastroju w jego obozie nie zmąciła nawet bramka Grzegorza Dziubka, który w samej końcówce ustalił wynik na 3:2. Było to szóste trafienie tego zawodnika w turnieju, czym zapewnił sobie koronę króla strzelców.

Po raz kolejny trofeum najlepszej ekipy podczas Turnieju im. A.Brończyka trafiło do rąk piłkarzy Zawiszy. Trzon zespołu tworzyli byli koledzy Andrzeja Brończyka z boiska: bracia Paweł i Krzysztof Straszewscy, a także Mirosław Rzepa. Nie zabrakło również Piotra Burlikowskiego, który do samego końca walczył o tytuł najlepszego snajpera. Jego licznik zatrzymał się ostatecznie na pięciu bramkach.

Andrzej Brończyk byłby zapewne dumny z dokonań Roberta Matuszewskiego, który w finale bronił strzały w niesamowitych sytuacjach, nie pozostawiając złudzeń, komu należy się miano najlepszego bramkarza turnieju.

Oprócz sportowych emocji, nie zabrakło również wydarzeń towarzyszących. Uczniowie ze szkoły tańca Grażyny Potockiej zaprezentowali pokazy taneczne, wśród widzów rozlosowano wiele wartościowych nagród od sponsorów imprezy, a na deser popis olbrzymich umiejętności żonglerskich dał Tadeusz Pietrzak.

Wszystkie uczestniczące w imprezie zespoły zostały uhonorowane statuetkami oraz nagrodami rzeczowymi, które wręczała między innymi pani Grażyna Brończyk, żona wybitnego gracza.

Zamykając oficjalnie zawody, prezes Kujawsko-Pomorskiego Związku Piłki Nożnej Eugeniusz Nowak stwierdził z nadzieją w głosie: "Do zobaczenia za rok..." Nie pozostaje nic innego, jak podsumować turniej tytułem piosenki nagranej specjalnie dla Zmarłego - "Andrzeju, bądź zawsze z nami".


Autor: Eryk Dominiczak

Źródło: Sportowa.Bydgoszcz.pl